Czas na e-wybory
Po wyciszeniu ubiegłorocznych emocji wyborczych przyszedł czas na zastanowienie się nad wprowadzeniem systemu głosowania przez internet – początkowo obok systemu tradycyjnego. Dodatkowym argumentem są jest już wyznaczony termin wyborwó samorządowych w kwietniu oraz do parlamentu europejskiego w czerwcu 2024. Cz możemy zdążyć z zinformatyzowaniem tych wyborów?
Opublikowano w CRN 2024/1
Już kilka lat temu w gronie specjalistów odbyły się pierwsze dyskusje o systemie głosowania w wyborach prezydenckich, samorządowych oraz sejmowych i senackich przez internet. Poruszano szereg aspektów dotyczących takiego systemu, ale w podsumowaniu stwierdzono, że nie można zapewnić ani pełnej tajności i weryfikacji głosującego, ani pełnego bezpieczeństwa teleinformatycznego. Z tym, że jakoś w Estonii taki system głosowania działa od wielu lat.
Z kolei w Polsce, w nie tak dawnym przecież okresie pandemii, nastąpiła konieczność odbywania zgromadzeń zdalnie, łącznie z głosowaniami nad wyborem nowych rad, zarządów, komisji itp. Początkowo były obawy co do umiejętności głosujących, którzy musieli poprawnie przejść procedurę głosowania zdalnego. Wybrzmiały ponadto zastrzeżenia co do poprawności obliczania wyników głosowań. Po zapoznaniu się z kilkoma oferowanymi systemami głosowania oraz sesjami próbnymi, w końcu głosowania odbywały się już bez problemów. I nawet, jak powrócono do zgromadzeń w salach, to głosowania przeprowadza się już z wykorzystaniem systemów teleinformatycznych. I jakoś nikt nie podważa ich wyników.
Dlaczego zatem warto już teraz pomyśleć o głosowaniu zdalnym w kolejnych wyborach, w tym samorządowych i do parlamentu europejskiego? A chociażby dlatego, że podczas ostatniego głosowania widzieliśmy długie kolejki do komisji obwodowych za granicą oraz w kraju (we Wrocławiu nawet do 3:00 nad ranem), a zwiększanie liczby komisji wymaga zatrudnienia coraz większej liczb osób. Odnotowaliśmy ponadto znaczące efekty „turystyki wyborczej”, która jest dopuszczalna, tak jak kandydowanie poza swoim miejscem zamieszkania. Warto również zwrócić uwagę, że zasady orgnizacja dowozu osób z niepełnosprawnościami – chodzących i niechodzących – były bardzo skomplikowane i dla wielu niemożliwe do spełnienia. Dodatkowo, umożliwienie chorym oraz będącym na kwarantannie głosowania korespondencyjnego wymagało dostarczenia i odbioru pakietu, co było również skomplikowane i około 10 proc. tych głosów nie trafiło do urn. Co ważne, pomimo bardzo wysokiej frekwencji wiele z osób, które chciały zagłosować, musiało z różnych powodów zostać w domu (opieka nad dziećmi, chorymi, brak możliwości dotarcia do komisji itp.). Nałożyły się na to problemy z zatwierdzaniem protokołów przez Komisję Wyborczą, co zmuszało wiele komisji do długotrwałego oczekiwania na zakończenie swojej pracy. I jeszcze jedna uwaga, związana z sumarycznymi kosztami ubiegłorocznych wyborów, które wyniosły około 300 mln zł. To jednak spora kwota...
Czy jednak mamy potencjał i możliwości, żeby przejść na system e-wyborów? No to podsumujmy, czym dysponujemy. Przede wszystkim znacząca część społeczeństwa ma wystarczające umiejętności cyfrowe w dokonywaniu zamówień, zakupów, płatności oraz operacji finansowych i administracyjnych przez internet (choć, trzeba przyznać, wciąż jest wielu, którzy mają z tym kłopot). Mamy już aplikację mObywatel, podobno używaną przez około 10 mln osób. Niestety, podczas ostatnich wyborów czasami nie mogła się połączyć z serwerem i musiała być użyta offline, ale to akurat łatwo byłoby usprawnić. Dysponujemy już dobrze rozwiniętą siecią teleinformatyczną, często światłowodową oraz bezprzewodową – niebawem z wykorzystaniem 5G (oczywiście jest jeszcze nieco białych plam, ale to też się pozytywnie zmienia).
Poza tym nie brakuje nam specjalistów, którzy są dobrze przygotowani do opracowania założeń, zaprojektowania i wykonania teleinformatycznego systemu wyborczego zgodnie z wszystkimi wymaganiami w kontekście jego rzetelności oraz bezpiecznego działania. Wreszcie są w Polsce politycy, którzy są przekonani do nowych technologii i mogliby zainicjować i przeprowadzić procedury legislacyjne umożliwiające przeprowadzenie kolejnych wyborów również przez internet (rzecz jasna może być problem z przekonaniem innych polityków do zaufania takiemu rozwiązaniu).
Zacznijmy od internetowego obwodu wyborczego
Pozostaje więc przedstawić szkic założeń do projektu teleinformatycznego systemu wyborczego. Według mnie – oczywiście jest to do dyskusji i wielu modyfikacji – należy po pierwsze przyjąć, że tworzymy osobny obwód internetowy przeznaczony do gromadzenia głosów przesyłanych drogą elektroniczną. W tym obwodzie wirtualnie istnieją wszystkie okręgi występujące w danych wyborach. Pozwala to na głosowanie na wybraną listę kandydatów z dowolnego miejsca pobytu. Do aplikacji mObywatel należałoby dodać moduł „wybory”, który najpierw byłby wykorzystywany do zarejestrowania się w obwodzie internetowym na podstawie dostępu do rejestru wyborców oraz listy okręgów – z prawem określenia okręgu, w którym wirtualnie zamierza się głosować. Po poprawnej identyfikacji do modułu „wybory” jest przesyłany klucz-identyfikator głosującego, przy równoczesnym zablokowaniu go w rejestrze wyborców. Taka rejestracja może być również dokonana przez Polaków znajdujących się za granicą, a będących w rejestrze wyborców. Ta operacja odbywałaby się w okresie 14–21 dni przed terminem wyborów.
W dniu wyborów w godzinach otwarcia komisji wyborczych (np. w niedzielę od 7:00 do 21:00), wyborca korzystając z modułu „wybory” w aplikacji mObywatel inicjowałby otrzymanym kluczem - identyfikatorem proces głosowania i wówczas mógł przeglądać na ekranie właściwe „karty” z kandydatami. Po zakończeniu głosowania klucz-identyfikator stawałby się nieaktywny. Osoby za granicą głosowałyby w tym samym okresie, czyli dajmy na to w Nowej Zelandii od 18:00 w niedzielę do 8:00 w poniedziałek, a na Hawajach od 18:00 w sobotę do 8:00 w niedzielę tamtejszych czasów.
Podobny w działaniu system można udostępnić na komputery, do wykorzystania poprzez Profil Zaufany. Taki obwód internetowy miałby własną Komisję Wyborczą, która obserwowałaby przebieg spływania głosów. Po zakończeniu głosowania Komisja odczytywałaby zbiorcze wyniki do protokołu, który byłby przesyłany do PKW.
Dodatkowo w klasycznych Komisjach Wyborczych zamiast papierowych list wyborców z „idiotyczną” maskownicą RODO, powinny być komputery ze skanerami (biometrycznymi) dowodów lub paszportów do identyfikacji wyborcy i zaznaczenia jego udziału w głosowaniu. To by było na tyle – już wystarczy tych moich pomysłów.
Warto dokładnie przeanalizować elektroniczny system wyborczy stosowany w Estonii, Bułgarii i w wielu innych państwach.
Warto też przeanalizować zastrzeżenia wobec takich systemów w wielu innych państwach, gdzie ich stosowanie zawieszono lub ograniczano. Po próbnych głosowaniach elektronicznych, przy zastosowaniu różnych rozwiązań technicznych, odbywających się głównie w latach 2000–2015, stwierdzano brak zaufania do tych systemów lub możliwość ich „oszukania”– rekomendując powrót do liczenia ręcznego. Wydaje się, że ówczesna technika nie była jeszcze w stanie zapewnić odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa. Tymczasem wcześniej czy później przyszłość obsługi wyborów będzie należeć do teleinformatyki, bo ręczne liczenie głosów, gdzie każdy z Komisji je odczytuje, a obserwatorzy ich pilnują, w XXI wieku jest mało poważne – ale czego się nie robi dla demokracji... .