Perpetual Light
KIedyś, jeszcze przed 2020 rokiem, gdzieś w środku Stanów, utknąłem na małym lotnisku zasypanym śniegiem z silnej nawałnicy. Siedziałem, przysypiałem w barze lotniska sącząc powoli drinka fundowanego przez linię lotniczą. Wokół było niewiele osób – nasz samolot był mały i prawie pusty, ale dalej, póki nas nie odkopią, nie polecimy.
Obok mnie siedział już silnie zmęczony facet o nieokreślonym wieku i zawodzie. Wyglądał prawie jak agent służb z filmów, ale chyba nim nie był. Najpierw sobie rozmawialiśmy o tym i owym, o pogodzie, where I am from?, I see, from Holland, where that is? Yes, in Europe, nice. Po chwili byliśmy po imieniu. Starałem się odwrócić kierunek pytań. – John, and what do you do? Ou, I am relay. What, are you a translator? Yes, you may think so. Nagle się ocknął, rozejrzał się wokół i nachylając się konfidencjonalnie zaczął mi szeptać mi do ucha. I am the contact with aliens… Co? Z kosmitami, trzeba przestać pić.
Rozmawialiśmy już trzy godziny. A raczej patrzyliśmy tylko na siebie nic nie mówiąc. Ja wiedziałem jaką myśl chce mi przekazać, a on odbierał moje pytania i wyrażane wątpliwości. Do takiego stanu porozumiewania się doszliśmy po pewnym czasie, po usłyszeniu od niego, że jest kontaktem z kosmitami przybywającymi na Ziemię, z którymi się porozumiewa telepatycznie. Oni z tej formy komunikacji korzystają na co dzień. Niepotrzebna jest wtedy znajomość ich języków, a im naszych. Mój rozmówca i inni mu podobni , będący przekaźnikami, przystosowali się do takiej formy odbioru i nadawania myśli. Johnowi tak dobrze to poszło, że jest w stanie – po chwili okazało się, że również mnie - przełączyć na taką formę przekazu.
John, to ty pracujesz w Roswell? – zapytałem, uświadamiając sobie, że jesteśmy jakieś 1000 km od tajnej USAF Area 51. Zrobiło mi się nieco gorąco, chociaż w barze słabo grzali. – No, mniej więcej, w Roswell, ale też w Kapustin Jarze, tylko ponad 20 lat temu. To gdzie się z nimi teraz spotykacie? – Na stacji ISS. Co, dlaczego? - No wiesz było kilka przyczyn. Oni mogą się przemieszczać w kosmosie przez teleportację miliony lat świetlnych w ułamku sekund, ale ich, powiedzmy statki – odczułem, że John stara się formułować myśli w znanych nam ludziom terminach – mają trudności z lądowaniem na Ziemi. Kilkaset już się rozbiło, przeważnie z utratą załogi. Several hundred, powtórzyłem głośno patrząc mu w oczy. – Yes, skinął głową. Zaraz, zaraz – pomyślałem, mówiłeś też o Kapustin Jarze, przecież to w Rosji, w dawnym ZSRR. Tam też bywali kosmici. Dużo ich jest? Jak wyglądają? Od dawna nas odwiedzają? Dlaczego to ukrywacie? Czy coś nam grozi z ich strony? W mojej głowie pytania same się generowały, widziałem że docierały do niego, ale nie robiły na nim żadnego wrażenia, jedynie zostałem zamulony strumieniem odpowiedzi, tak jakby chciał gęstością informacji pozbyć się mojego zaciekawienia.
Od setek wieków. Wyglądają różnie, ale przeważnie mają głowę z oczami, ustami, uszami i cztery odnóża. Niektórzy są nawet do nas podobni. Inni zaś odwiedzają nas w kokonach, aby ukryć swój przerażający nas widok. Jest ich ponad 60 … no nazwijmy… ras pochodzących z różnych galaktyk. Dla mnie najładniejsza jest rasa pięknych, powiedzmy tak jakby, kobiet, ale rozmnażających się poprzez partenogenezę, no dzieworództwo – nie potrzebują facetów. Tak wiem odmyślałem – widziałem film Sexmission, w Stanach był zabroniony – dodałem, gdy John się spojrzał na mnie podejrzliwie. Kontynuował narrację.
Nie wszyscy z nich mogli i dalej nie mogą przebywać na Ziemi bez swoich opakowań, no skafandrów. A inni z nich są dla nas zaraźliwi. Hiszpanka, ospa, HIV, ebola – to od nich. Dobrze, że jak odkryliśmy źródło tych chorób, to pomogli nam opracować szczepionki. Pasteurowi pomogli odkryć penicylinę. Zresztą udostępnili nam wiele technicznych wynalazków. Nicoli Tesli przekazali tyle wiedzy, że nie zdążył jej całej wdrożyć w zastosowaniach, światłowody, noktowizory, GPS, maszyny kwantowe, pomogli nam wylądować na Księżycu, a ostatnio wspomagają Muska i Rosjan, aby usprawnić transport osób i zaopatrzenia na ISS.
Słuchałem, a raczej odczuwałem te informacje w pełnej fascynacji, zastanawiając się ile z tego zdołam zapamiętać. A trzymamy to w ukryciu – John kontynuował przekaz telepatyczny – gdyż oni sobie tego życzą. Twierdzą, że powszechna informacja o ich istnieniu może spowodować silnie negatywne skutki dla naszych plemion – znaczy społeczeństw, które nie są przygotowane na takie bliskie spotkanie III stopnia. Tym bardziej, że jesteśmy zmuszeni przekazywać im do badań materiał ludzki, tak jak dawniej były składane ofiary z ludzi. Zobaczywszy w moich oczach przerażenie, dodał – teraz większość z tych osób, po doświadczeniach powraca na Ziemię w dobrym stanie z wymazaną pamięcią gdzie byli. Te badania są potrzebne do ustalenia zapobiegania zagrożeń i dla nich i dla nas z naszego bezpośredniego spotkania. Pracujemy, a raczej to oni pracują nad stworzeniem możliwości asymilacji naszych społeczeństw z nimi. Popatrzyliśmy sobie w oczy i wypiliśmy haustem resztę whisky. John telepatycznie zmusił barmana do nalania nam następnej kolejki na koszt linii lotniczej.
Siedzieliśmy w milczeniu, wokół szumiał zgiełk osób wpatrzonych w telewizory, gdzie pokazywano skutki śniegowej nawałnicy. Nie wyglądało to dobrze. Może przesiedzimy tutaj więcej godzin. W głowie kotłowało się od tych wiadomości. Zaraz, a co z tą stacją ISS, gdzie się teraz spotykacie z nimi? John spojrzał na mnie, zamyślił się, czyżby koniec tych informacji. - Najpierw Rosjanie spróbowali się spotykać z nimi na stacji Mir. Okazało się to wygodne i dla Rosjan i dla nich. Im jest łatwiej zatrzymać się przy tej stacji i mogą przebywać na swoim statku. Nam jest łatwiej chronić nas przed ich bio-zarazami. Nie musimy się też tłumaczyć z widzianych tu i ówdzie UFO, twierdząc, że to tylko balony meteorologiczne. Ich statku zacumowanego przy stacji ISS z Ziemi nie widać.
Szybko okazało się, że musimy mieć zmodernizowaną wersję stacji MIR. W 2000 roku rozpoczęła pracę stacja ISS zbudowana wspólnie przez nas, Rosjan, Kanadyjczyków, Europejczyków, Japończyków oraz Brazylijczyków. Rok później stara stacja MIR została zdeorbitowana. Wszyscy udziałowcy zostali też dopuszczeni do kontaktów z Kosmitami. Nagle uświadomiłem sobie, że ten wyższy cel – wspólne kontakty z Kosmitami – przykrywa polityczne anse między Trumphem a Putinem w sferze medialnej. I jakoś też niewiele się mówi o tym co tam na tej stacji całe dnie robią ci astronauci – czym się zajmują? No dobrze, a co z Chińczykami? - Oni nie zostali zaproszeni do projektu ISS, ale dobrze wiedzą o tych spotkaniach. Próbują otworzyć swój kanał, powiedzmy dyplomacji uniwersum z Kosmitami. Dlatego też wybierają się nieproszeni na Księżyc na spotkanie z Nimi. Oficjalnie mówią, że chcą sobie przywieźć 2 kg księżycowej skały, bo jej jeszcze nie mają.
Słuchając tego potoku szokujących informacji, dopiero po chwili dotarło do mnie, że coraz to John myślami jest przy Księżycu. Zacząłem o tym myśleć intensywniej, odrzucając opisy spotkań na stacji ISS. Wreszcie wysłałem pytanie wprost. Czy dobrze rozumiem, że ci Kosmici są na tym naszym Księżycu? Tak, mają bazę na niewidocznej stronie Księżyca, z której czasem korzystają. Przeważnie tam się przygotowują do odwiedzenia nas na stacji ISS. Ta ich baza istnieje od tysięcy lat, prawie w pierwotnym stanie, gdyż ich światy nie zmieniają się tak szybko jak nasza cywilizacja na Ziemi. Oni są już na etapie stabilnego powolnego rozwoju do doskonałości. Wszystko mają, niczego nie muszą już wymyślać – oprócz tego jak się z nami zasymilować, bo nam do ich poziomu jeszcze wiele brakuje.
Zaraz, zaraz, a jak te ponad 60 różnych ras Kosmitów współpracuje ze sobą? Wszyscy są tacy zgodni, nie ma żadnych waśni, sporów? John się zamyślił i przestał cokolwiek przekazywać, co odczułem jako pustkę myśli, mój mózg wszedł w stan standby. Po dłuższej chwili dostałem jakby obuchem. Tego nie wiemy, przed nami wydają się zgodni, ale coś musi być nie tak pomiędzy nimi. Raz odebrałem news, że ileś tam lat temu, według ich miary czasu, jedni z nich ukradli drugim galaktykę przepuszczając ją przez czarną dziurę w swój obszar uniwersum. Nie chcą też nam objaśnić i opisać obszarów Universe dla nas już niewidocznych. Próbując ich podejść, natykałem się na mur milczenia, a raczej strachu przed czymś dla nas nieznanym, a dla nich porażającym. Raz mi się udało to odczytać w umyśle jednego z nich. I tutaj John wyszeptał – perpetual light. Nie wiedziałem wtedy co znaczy perpetual.
A John się myślami wyłączył. Moje wysiłki do dalszej naszej rozmowy były bezowocne. A tyle jeszcze miałem pytań. Tymczasem pojawił się komunikat o przygotowaniach do odlotu mojego samolotu na wschodnie wybrzeże Stanów. Również John usłyszał informację o swoim samolocie. Zapytałem go jeszcze, dlaczego mi, nieznajomemu, tyle opowiedział nie zważając na tajność relacji z Kosmitami. Odparł, że po pierwsze mógł zrzucić z siebie nieco tej tłamszącej go od lat tajności, bo wskutek nawałnicy śniegu nie może być śledzony przez ich służby. A po drugie wie, że i tak mi nikt nie uwierzy. I może lepiej jakbym nikomu o tym nie mówił, bo mnie jeszcze wezmą za nawiedzonego kosmologa, który coś mówi o strachu kosmitów przed światłością wiekuistą.
Pożegnaliśmy się jak dwaj faceci od wspólnie wypitej butelki whisky. W samolocie po starcie zasnąłem. Po obudzeniu niewiele pamiętałem z tej dziwnej pół-telepatycznej rozmowy. Dopiero dzisiaj 13 grudnia wyszedł ten tekst spod klawiszy.
Ten tekst dedykuję pamięci Prof. Konrada Fiałkowskiego, informatyka i pisarza fantastyki, zmarłego 23 listopada 2020 roku w Wiedniu. Z powodów ochrony praw autorskich nie można opublikować żadnego z opowiadań fantastyki, napisanych przez Niego. Wacław Iszkowski