Algorytmizacja prawa
W poniższym artykule chciałem namówić prawników do algorytmizacji zapisów prawnych, tak aby były one łatwiejsze do zrozumienia, poprzez swoją precyzję i wyczerpanie wszystkich możliwości ułatwiały interpretację prawną danego przypadku i wreszcie dawały się jednoznacznie zaimplementować w systemach teleinformatycznych. Niestety po tych kilku latach od napisania tego artykułu, sytuacja jest gorsza niż wtedy - lawinowo powstaje coraz więcej aktów prawnych, często dziurawych jak sito, koniecznych do poprawienia jeszcze zanim weszły w życie. Nikt nie ma już szansy być praworządnym Obywatelem bo nie ma szansy nawet przeczytać te wszystkie ustawy i rozporządzenia nie mówiąc o ich poprawnej, czyli takiej jak to później przyjmie prokuratura i sąd, interpretacji. Zalgorytmizować można jedynie zapisy procedur administrayjnych, a i to po kilku nowelizacjach. Ale nie należy popadać w pesymizm, może z czasem uda się również zinformatyzować prawo i zmniejszyć zapotrzebowanie na prawników. [przyp. WBI w dniu 2017.04.24]
Jestem inżynierem informatykiem, doktorem nauk technicznych, który 20 lat uczył informatyki, a potem przez kolejne 20 lat pracował w przemyśle teleinformatycznym. Od 16 lat jestem prezesem Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji, która znaczącą część swej działalności poświęca na lobbying w kształtowaniu prawa dotyczącego rynku teleinformatycznego. Z natury rzeczy musiałem się wdrożyć w rozumienie procesu legislacyjnego oraz zasad tworzenia prawa gospodarczego.
W początkach lat 90-tych, jeszcze w Polskim Towarzystwie Informatycznym zajmowaliśmy się pierwszą ustawą dotyczącą informatyki – prawem autorskim, w której program stał się utworem ze wszystkimi tego konsekwencjami. Konsultując projekt tej ustawy, ówczesny Prezes PTI – prof. Władysław M. Turski jak każdy informatyk zaproponował opisanie tych zapisów w postaci algorytmu. Szybko zobaczyliśmy w naszej sieci działań (rysunek odwzorowujący algorytm), że proponowane zapisy prowadzą do niejednoznaczności, sprzeczności, a nawet braków w zapisach interpretacji. Przy pomocy jednego informatyka, który skończył również studia prawnicze (wtedy był tylko taki jeden!) zaproponowaliśmy poprawienie tych zapisów.
Od tamtych czasów pojawiło się już ponad 800 aktów prawnych dotyczących informatyki i kilkanaście telekomunikacji z poważnie rozbudowanym prawem telekomunikacyjnym – liczącym już 235 artykułów. Opiniując projekty tych aktów, zaczęliśmy korzystać z prawników korporacyjnych z firm naszych członków oraz z kancelarii prawnych. Wielu z tych prawników dopiero przy nas zaczęło się uczyć rozumienia czym jest komputer, program, łącze telekomunikacyjne oraz Internet. Bardziej ambitni samodzielnie się doszkalali i doszkalają z podstaw teleinformatyki.
Takich e-prawników z firm, administracji, uczelni oraz kancelarii jest obecnie według mojej oceny ponad 50 w sferze informatyki i Internetu oraz ponad 100 od prawa telekomunikacyjnego. Liczby te stale rosną, gdyż coraz więcej prawników stwierdza, że taka specjalizacja gwarantuje wiele lat ciekawej pracy, karierę i dobre dochody.
Ale też prawo teleinformatyczne staje się coraz bardziej skomplikowane i coraz trudniejsze do zrozumienia przez menedżerów, polityków, posłów oraz zwykłych użytkowników teleinformatyki. Ba – często również wyspecjalizowani prawnicy mają kłopoty z podaniem prawidłowej interpretacji prawnej określonego przypadku. A Maciej Rogalski w artykule „Czy firmowy prawnik musi więcej” [1] stwierdza – „Kilka lat temu już nie wystarczała dobra znajomość przepisów całej ustawy, powstała konieczność specjalizacji na poziomie poszczególnych zagadnień odpowiadających rozdziałom w tej ustawie, np. w zakresie dostępu telekomunikacyjnego. Obecnie natomiast prawnicy specjalizują się już na poziomie zagadnień opisanych w poszczególnych artykułach tej ustawy, np. dotyczących umów o współpracy międzyoperatorskiej.”
Przyczyna takiego stanu rzeczy leży jeszcze w historii przyśpieszonego tworzenia prawa teleinformatycznego na podstawie dyrektyw z Unii Europejskiej tuż przed naszym przyjęciem do Unii. Same dyrektywy, uzgadniane wówczas przez 15 państw, gdzie rozbieżności interesów pokrywano nieprecyzyjnymi sformułowaniami pozwalającymi państwom na różne interpretacje, były trudne od wdrożenia lokalnie. Część z Państw, je prostu przetłumaczyły na swój język. U nas, pośpiech, równoległość tworzenia, przy braku wykwalifikowanych technicznie prawników spowodowało powstanie wielu mało przejrzystych ustaw unijnych.
Potem wobec napotykanych problemów próbowano je poprawiać w drodze nowelizacji. Ale technologia teleinformatyczna poddawana legislacji przez e-prawników, niekiedy z trudnością rozumiejących opisywaną prawnie materię, nie jest łatwa w rozumieniu nawet przez specjalistów z tej dziedziny. Dodatkowo konieczne było wiązanie tych aktów prawnych z innymi, kompletnie „wyobcowanych” z nowoczesnych technologii.
Przykładem jest prawo podatkowe – konserwatywnie odporne na istnienie e-gospodarki, a także prawo administracyjne, w którym wiele z procedur pochodzi jeszcze z prawa austriackiego. I na koniec - te projekty aktów, przygotowane z takim trudem przez administrację, trafiały i trafiają do władzy ustawodawczej - posłów, którzy przy całym dla nich szacunku, z małymi wyjątkami kompletnie nie rozumieją tej nowoczesnej technologii teleinformatycznej, a mają oni poprzez głosowania rozstrzygać zgłaszane poprawki i przyjmować całość ustawy. O bałaganie – tylko w sferze stosowanej terminologii teleinformatycznej w aktach prawnych - niech świadczy fakt, że w 2008 roku udało się, nie bez oporów wielu czynników, ujednolicić w 33 ustawach terminy: „informatyczny nośnik danych”, „dokument elektroniczny”, „system teleinformatyczny” oraz „środki komunikacji elektronicznej.[2]
Czasem, czytając na tych żółtych stronach Rzeczpospolitej analizy prawne ustaw dotyczących teleinformatyki, przecieram oczy ze zdumieniem. Z niektórych analiz wynika, że ustawodawca miał na myśli zupełnie coś innego niż to co dotychczas na ten temat wiedziałem. A ja, będąc akurat obserwatorem całego procesu legislacyjnego właśnie tej ustawy, jestem gotów zaświadczyć, że ani rządowi przygotowującemu projekt ustawy, ani żadnemu z posłów biorących udział w jej procedowaniu w Sejmie nawet do głowy nie przyszło, że dany zapis może jeszcze być tak interpretowany. Co ciekawsze, analizując argumentację autora tej dodatkowej interpretacji przepisu należy się z nim zgodzić, że faktycznie również i taki efekt danego zapisu powinien być akceptowany. Nie ma wielkiego problemu jak ta nowa „poprawna” interpretacja nie narusza zbytnio interesów Państwa lub też nie nakłada nowych obowiązków na podmioty gospodarcze. Gorzej, gdy to prowadzi do zupełnie innych interpretacji prawnych działań gospodarczych.
Taki rozwój prawa teleinformatycznego, jeszcze silnie przyśpieszany, prowadzi do już po poważnych kłopotów legislacyjnych. Na przykład, obecnie sprawa zakresu prawa Państwa do nadzoru nad kontentem w Internecie znajduje się w projektach nowelizacji ustaw – „prawa telekomunikacyjnego”, „o policji”, „hazardowej”, „o świadczeniu usług drogą elektroniczną”, a także w projektach rozporządzeń – co jest po części wynikiem braku logicznego podziału kompetencji w administracji. Samo przeanalizowanie skutków tych aktów prawnych, a przede wszystkim możliwości technicznej realizacji zapisanych tam obowiązków, rodzi poważne problemy – okazuje się bowiem często, że są to propozycje technicznie nierealizowalne, albo też łatwe do obejścia przy wykorzystaniu innych technicznych rozwiązań.
Równocześnie resortowość źródeł tych projektów, a nawet równoległość ich procedowania w Sejmie prowadzi do braku wspólnej dla nich analizy rzeczywistych skutków. Moje zaniepokojenie budzi brak sprzeciwu ciał legislacyjnych przed takim stanowieniem prawa oraz brak działań w kierunku jego upraszczania a nie komplikowania. Dzisiaj już bez porady czy też nawet analizy prawnej trudno jest podejmować jakiekolwiek działania gospodarcze bez ryzyka prawnego. I nawet najwyższy urząd w Państwie może mieć problem z zapewnieniem pełnej zgodności z prawem, chcąc tylko udostępnić publicznie kilkanaście pieśni patriotycznych – co tak sugestywnie opisał na swojej witrynie – walczący samotnie z absurdami prawnymi w tej materii – Piotr Waglowski.[3]
Powstaje pytanie, czy jest jakaś metoda na uzyskanie jednolitej, spójnej, kompletnej i tylko zgodnej z zamierzeniami ustawodawcy formy zapisu treści prawa. My – informatycy – odpowiadamy, że już od IX wieku istnieje pojęcie algorytmu - „będącego skończonym, uporządkowanym ciągiem jasno zdefiniowanych czynności, koniecznych do wykonania zadania w matematyce oraz w informatyce” . Metoda ta może być też z powodzeniem zastosowana do zapisu treści procedur prawnych. W połączeniu z tablicami decyzyjnymi pozwala na pełne zweryfikowanie tych procedur pod kątem kompletności działań dla sekwencji decyzji i braku sprzeczności oraz nadmiarowości. W rezultacie dostajemy zapis, na przykład w postaci sieci działań zawierający bloki decyzyjne i wykonawcze, który jest przejrzysty i zrozumiały oraz może być łatwo zaimplementowany (wpisany) do systemu teleinformatycznego.
Obecnie projektując system informatyczny – informatycy muszą sami z pomocą prawników – „wyłuskać” z treści ustawy opisy procedur, które mają być zaimplementowane w aplikacji. Spotykają się wtedy z wieloma problemami interpretacyjnymi, które muszą być czasem rozstrzygnięte kolejną nowelizacją ustawy. W aplikacji będącej programem komputerowym odwzorowującym algorytm realizacji zadania nie ma miejsca na niejasności i wątpliwości – postępowanie musi być jednoznaczne i dla tych samych danych powtarzalne.
Prawnicy już obecnie korzystają z informatycznych systemów informacyjno-wyszukiwawczych z zakresu prawa, systemów faktograficznych wspomagających analizy prawne oraz z systemów ekspertowych. Przegląd tych problemów z zakresu informatyki prawniczej dobrze opisuje praca Grzegorza Sibigi i Wojciecha Wiewiórowskiego [4]. Trudnością w realizacji tych systemów jest konieczność sformalizowania zbiorów aktów prawnych i innych dokumentów prawniczych.
Proponowana algorytmizacja tworzenia prawa powinna również usprawnić funkcjonowanie tych systemów informacyjnych. W dyskusjach o algorytmizacji, prawnicy akceptują możliwość tworzenia algorytmów dla prawa procesowego regulującego postępowanie przed organami, gdzie jest już wiele zautomatyzowanych procedur opartych na wymiernych i kwantyfikowalnych kryteriach. Rezultat działania takiej procedury uzyskujemy po wprowadzeniu danych oraz ich przetworzeniu zgodnie z algorytmem. I co prawda organ nie uczestnicząc bezpośrednio w tym działaniu, przejmuje „odpowiedzialność” za to rozstrzygnięcie.
Pozostaje jeszcze określić, na jakich warunkach można dopuścić aby taka decyzja z systemu miała tytuł wykonawczy bez potrzeby zatwierdzania jej przez odpowiedzialną osobę. Oczywiście, podobnie jak obecnie, w skomplikowanych przypadkach, zapisy ustawy nie pozwalają na jednoznaczną interpretację i wtedy dopiero sąd może rozstrzygnąć weryfikując wszystkie czynniki danego przypadku, oceniając ich prawdziwość oraz znaczenie i na koniec wskazując na rozstrzygnięcie. To zbytnie uproszczenie, bo czasem i sąd ma wątpliwości, a wtedy zwraca się do sądu wyższej instancji – Naczelnego Sądu Administracyjnego, Sądu Najwyższego, czy też nawet Trybunału Konstytucyjnego.
W naszej dziedzinie – w teleinformatyce mamy często problem ze zrozumieniem przez sąd przedmiotu sprawy. Nie ma jeszcze zbyt wielu kadr sędziowskich wyspecjalizowanych w problematyce technologii teleinformatycznych, a nawet w zrozumieniu opinii przedstawianych przez biegłych z tej dziedziny. I w tym przypadku pokazanie treści ustawy teleinformatycznej w postaci wizualnego algorytmu (sieci działań czy podobnego zapisu) może znacząco pomóc w zrozumieniu problemu, a tym samym ułatwić ustalenie werdyktu końcowego. Szczególną dyskusję w propozycji algorytmizacji rodzi prawo materialne oraz istnienie klauzul generalnych, gdyż zdaniem prawników trudno jest go poddać takiemu procesowi. Wydaje się, że problemem jest samo rozumienie algorytmizacji wśród prawników oraz brak jeszcze odpowiedniej spójnej semantyki opisu algorytmizowanych pojęć i zapisów prawnych. Oprócz samej umiejętności algorytmizacji konieczne jest silniejsze niż dotychczas uporządkowanie pojęć prawnych oraz samej logiki wnioskowania prawniczego związane z wykładnią i stosowaniem prawa.
Nadchodzi więc czas na e-prawników (a nie są to ci, którzy korzystają po to z Internetu, aby tylko zaoferować swoje usługi), którzy powinni nabyć wiedzę nie tylko o zastosowaniach informatyki do zarządzania informacją prawną, ale również nabyć też umiejętności algorytmizacji procesu legislacyjnego oraz tworzonych w tym procesie procedur prawnych. Dodatkowo, zainteresowani specjalizacją w prawie gospodarczym sektora teleinformatycznego, powinni nabyć wiedzę o funkcjonowaniu technik informacyjnych i stosowanych technologiach teleinformatycznych koniecznych do regulowania działalności osób fizycznych i prawnych w dostępie do Internetu, informatyzacji administracji oraz rozwoju komunikacji elektronicznej.
Być może równie dobrym rozwiązaniem byłoby przeszkolenie z prawa informatyków, ale tutaj na przeszkodzie stają wymogi prawne. Prawnikiem może być tylko ten kto ukończył wydział prawa, a informatykiem każdy, który się za takiego uważa. Eksploatacja systemów informatyczno-prawnych musi być prowadzona przez prawników, którzy muszą przygotować dane – jednoznaczny opis informacji wejściowych podlegających interpretacji prawnej oraz potem zweryfikować uzyskany wynik. Przyjmijmy też, że najpierw algorytmizację prawa zastosujemy dla sektora teleinformatycznego, a potem po nabraniu wprawy do innych sektorów gospodarczych.
Niewątpliwie nadejdzie też w niedalekiej przyszłości czas na zalgorytmizowanie kodeksu cywilnego i karnego i być może będzie i tak jak w dowcipie o „zinformatyzowaniu spowiedzi”. „…W konfesjonale zamiast księdza zainstalowany jest komputer. Spowiada się … młoda dziewczyna. Mówi, że całowała się z chłopcem i dała mu się potrzymać za kolano. Komputer liczy,….. W końcu wyskakuje kartka: „Idź i daj się potrzymać nie tylko za kolano, bo przy tych twoich grzechach to mi pokuta w ułamkach wychodzi...” [fragment popularnego dowcipu powielanego w różnych wersjach].
Bibliografia:
- [1] Maciej Rogalski „Czy firmowy prawnik musi więcej”, Rzeczpospolita, www.rp.pl/artykul/403865.html
- [2] Ustawa z dnia 4 września 2008 r. o zmianie ustaw w celu ujednolicenia terminologii informatycznej, Dz.U. 2008 nr 171 poz. 1056;
- [3] Piotr Waglowski, witryna prawo.vagla.pl
- [4] Grzegorz Sibiga, Wojciech Wiewiórowski, „Automatyzacja rozstrzygnięć i innych czynności w sprawach indywidualnych załatwianych przez organ administracji publicznej”, Referat na Konferencji Naukowej "Wymiar sprawiedliwości i administracja publiczna wobec prawa nowych technologii" , Wrocław, 21-22 września 2009 roku.