Dlaczego powstała
Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji?
Odpowiedź na pytanie "Dlaczego powstała Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji?" została zamieszczona w opracowaniu "Trendy w branży teleinformatycznej" przygotowanym jako "Raport z okazji 30-lecia PIIT" .
Został ona napisany na podstawie opracowania "Moja misja w PIIT" ze znaczącymi uzupełnieniami.
W latach 1992-1993 polski rynek komputerowy i telekomunikacji szybko ewoluował w nowe warunki gospodarcze. W Polsce są już obecne oddziały prawie wszystkich liczących się korporacji amerykańskich. Powstają i rozwijają się polskie firmy dystrybucji i sprzedaży głównie sprzętu cyfrowego, często w partnerstwie z firmami zagranicznymi, ale też firmy produkcji oprogramowania użytkowego. Pojawiły się też nowe, polskie firmy telekomunikacyjne, podejmujące konkurencję z monopolistą – Telekomunikacją Polską, ale z wykorzystaniem jej infrastruktury technicznej. Prezesi i zarządy tych firm jeszcze uczyły się nowych zasad zarządzania, kopiowano elementy marketingu z firm zachodnich, o PR też niewiele wiedziano. Ale za to kadra techniczna bez problemu wdrażała zagraniczne produkty oraz podejmowała się nowych wyzwań technicznych w sprzęcie cyfrowym, oprogramowaniu oraz jego integracji. Komputeryzacja, a za chwilę informatyzacja, a potem teleinformatyzacja, coraz silniej oddziaływały na wszystkie sektory gospodarcze, administrację oraz społeczeństwo. Konieczne było powstanie reprezentacji tego sektora wobec administracji i ustawodawcy.
W grudniu roku 1992, Andrzej Florczyk, Andrzej Jabłoński oraz Wiesław Osowiecki, korzystając z doświadczeń Stowarzyszenia Systemów Otwartych, zaproponowali utworzenie izby firm informatycznych i telekomunikacyjnych. Pierwsze walne zgromadzenie Izby odbyło się w styczniu 1993 roku i przegłosowało nazwę „Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji”, uchwaliło jej statut oraz wybrało Prezesa, Radę Izby i statutowe organy.
Pierwsze działania Izba podjęła na rzecz firm asemblacji pecetów, gdy ówczesny rząd wprowadził kontyngenty na import elementów. Pozytywnie rozwiązując ten problem, Izba stała się też konstruktywnym partnerem dla administracji. W następnych latach trzeba było pomóc firmom w pokonywaniu ograniczeń administracyjnych w imporcie sprzętu specjalnego znaczenia. W trybie natychmiastowym trzeba było też odblokować zatrzymane na granicy komputery, nie posiadające polskiego certyfikatu bezpieczeństwa energetycznego (a miały tylko unijne). Przykrym doświadczeniem było działanie urzędu skarbowego wobec dwóch największych polskich firm składających pecety, podważające ich prawo do ich reeksportu dla celów edukacyjnych finansowanych przez Ministerstwo Edukacji. Działanie takie było uzasadnione możliwością zastosowania wtedy zerowej stawki VAT (produkty krajowe o tym samym przeznaczeniu miały pełną stawkę). Dopiero po latach sądy rozstrzygnęły decyzję US na korzyść tych firm, a raczej ich byłych właścicieli (bo firmy upadły).
Ta sprawa pokazała nam jak ważnym jest weryfikowanie kompletności i niesprzeczności zapisów w opracowywanych ustawach. Musieliśmy zacząć od edukacji rządzących, czym jest informatyka, jak należy ją rozumieć, do czego można jej używać i czego można od niej oczekiwać. Administracja jeszcze nie potrafiła z niej korzystać, a pierwszy projekt POLTAX powstawał z ogromnymi trudnościami. Często musieliśmy objaśniać posłom, ministrom czy pracownikom administracji nawet podstawowe pojęcia, a ja korzystałem z umiejętności z mojej poprzedniej profesji – nauczyciela akademickiego w Instytucie Informatyki Politechniki Warszawskiej. Wtedy jeszcze przeważnie spieraliśmy się merytorycznie o rozumienie korzystania z produktów i usług telekomunikacyjnych i informatycznych. Nawet w dyskusjach nad treściami ustaw, zapisane tamże prawa, przekładaliśmy na możliwość lub jej brak technicznej realizacji. Jeszcze nie było prawników, specjalizujących się w tych zagadnieniach, którzy by każdą rzecz rozpatrywali według zasad interpretacji prawnych. Uczyliśmy się zasad prowadzenia lobbyingu w nowej polityczno-ekonomicznej rzeczywistości. Nie zawsze było to proste. Jak firmy miały pogodzić chęć zaprezentowania i objaśnienia potencjalnym klientom nowe produkty i usługi, gdy były one dostępne tylko za granicą – bez zafundowania im wyjazdu dla ich obejrzenia, a wyjazd zaczynał rodzić podejrzenia o korupcję.
Każdy z członków Izby miał nadzieję załatwić poprzez Izbę swoje sprawy, ale tu następowało ścieranie się konfliktów interesów. Często nie było też szansy na jakiekolwiek porozumienie, gdy spierali się przedstawiciele dwóch korporacji, mający nakaz „obrony” ich punktu widzenia. Trzeba było wybierać sprawy ich łączące, przynajmniej dla części firm, prowadząc negocjacje pomiędzy nimi dla uzyskania wspólnego stanowiska. To zadanie pozostało w Izbie do dzisiaj.
W Izbie odbijała się też sytuacja rynkowa, gdzie przedstawicielstwa korporacji amerykańskich przechodziły z dotychczasowego układu partnerskiej współpracy na układ współpracy w kanale. Stawały się one bowiem coraz silniejsze, z coraz większymi możliwościami finansowo-marketingowym. Firmy polskie musiały szukać kapitału na giełdzie lub rolować kredyt kupiecki.
Na rynku telekomunikacyjnym trwały przygotowania do demonopolizacji TPSA. W 1996 roku pojawiło się dwóch nowych operatorów budujących wraz z już pierwszym istniejącym na rynku, sieć telefonii komórkowej. Dla Izby nastał czas ścierania się poglądów przedsiębiorstw telekomunikacyjnych, które zdawały sobie sprawę, że często od przysłowiowego przecinka w ustawie telekomunikacyjnej, regulującej ich działanie zależą ich przyszłe koszty i przychody. Takie stwierdzenie jest ważnym po dziś dzień.
Równolegle z bieżącą działalnością zajmowaliśmy się promocją polskiego rynku informatycznego. Braliśmy aktywny udział w targach komputerowych, które otwierałem wspólnie z najwyższymi władzami (wtedy i Prezydent i Premier z chęcią patronowali takim wydarzeniom). Zainicjowaliśmy wystąpienie polskich firm na Targach CeBIT – gdzie najpierw tylko 20 firm zajęło niewielki sektor – wzajemnie się oddzielając przepierzeniami od swoich krajowych „konkurentów”, gdy na zewnątrz było ponad 2000 wystawców z całego świata. Ale i wtedy kilku z nim udało się nawiązać pożyteczne relacje biznesowe. Po 2003 roku targi komputerowe zaczęły zanikać – firmy, promocje i marketing swoich produktów przenosiły do internetu.
Również Izba zaczęła szerzej korzystać z tej formy marketingu. Znaleźliśmy się też w zainteresowaniu mediów, a szczególnie telewizyjnych i nasze tam obecności dobrze wzmacniały wizerunek oddziaływania Izby. Szczególnie pozytywne znaczenie miało zorganizowanie przez PIIT przy współpracy z PTI i innymi organizacjami, trzech Kongresów Informatyki Polskiej. Znaczące grono specjalistów informatyków przedstawicieli nauki, administracji oraz firm, sformułowało w trzech Raportach pokongresowych podstawy funkcjonowania i rozwoju rynku informatycznego, internetowego oraz po części telekomunikacyjnego.
Wtedy Izba była na etapie formułowania kolejnych strategii rozwoju rynku, ale to już zaczęło się niezauważalnie kończyć – przechodziliśmy do obrony przed coraz bardziej rozbudowywanymi w przepisy zobowiązujące i ograniczające ustawami zasady funkcjonowania rynku, wprowadzanymi w związku z wstępowaniem Polski do Unii Europejskiej. W Izbie, w imieniu członków zaczęli się coraz częściej pojawiać prawnicy wraz ze szczegółowymi opiniami prawnymi dotyczącymi nowych proponowanych projektów ustaw. Prawnicy już sprawnie korzystali z procesora tekstów poszerzając swoje opinie o dodatkowe uzasadnienia i kopiowane z baz danych rozstrzygnięcia sądowe. Trzeba było się odnaleźć w tej nowej sytuacji i przygotowywać ujednolicone opinie Izby, godzące często dość rozbieżne stanowiska. Z trudem udawało się je ograniczać do kilku stron, chcąc zadbać o czas urzędników, którzy musieli je przynajmniej raz przeczytać oraz skomentować. Trudno też było (i jest) przekonać przedstawicieli firm do unikania wpisywania do opinii zdań odrębnych, gdyż w ten sposób odbiorcy opinii czują się zwolnieni od zajęcia stanowiska.
PIIT po przyjęciu do Izby kilku kancelarii prawnych oraz powołaniu Sądu Polubownego ds. domen z doświadczoną kadrą prawników, stawała się największą w Polsce wirtualną kancelarią prawną z możliwością skorzystania z najlepszych na rynku prawników w specjalnościach teleinformatycznych. Taka sytuacja spowodowała jednak zmianę relacji Izby z prezesami i zarządami firm – jej członków. W poprzednich latach było możliwe zorganizowanie merytorycznego spotkania z prezesami nawet największych firm dla przedyskutowania istotnych dla rynku zagadnień oraz określenie celów strategicznych dla działania Izby. Teraz prezesi i zarządy scedowawszy relacje z Izbą na swoich prawników nie widzieli już takiej potrzeby, a nawet w aktualnych czasach mogli się obawiać takich spotkań nie chcąc być posądzonym o tworzenie zmowy rynkowej. Na Targach GSM w Barcelonie, wspólne śniadanie prezesów operatorów było badane przez Komisję Europejską, czy nie doszło tam do zmowy. A w tym czasie prezydent Barrack Obama spotykał się z CEO największych US korporacji informatycznych oczekując od nich porady, jak przyśpieszyć rozwój informatyki.
Warto wspomnieć o działaniach w organizacjach międzynarodowych. Firmy zagraniczne miały własne HQ w UE oraz w USA – i ich przedstawiciele stamtąd działali aktywnie w takich organizacjach. Największe firmy telekomunikacyjne są również międzynarodowe. Polskie firmy w małym stopniu interesowały się wtedy rynkami zagranicznymi – wystarczał im „nienasycony” rynek polski. Jeszcze pracując w firmach zachodnich miałem możliwość wpisania PIIT jako członka WITSA (World Information Technology Software Alliance). W skali spraw świata byliśmy jednak zbyt małym pionkiem, mającym niewiele tam do powiedzenia i Izba wycofała się z WITSA. Wobec akcesji Polski do Unii Europejskiej, znacznie bardziej obiecująco wyglądała organizacja EICTA, obecnie DIGITALEUROPE (DE), zlokalizowana w Brukseli, mająca dobre kontakty z biurami Komisji Europejskiej. Wpisaliśmy PIIT (jest też KIGEiT oraz ZPE), ale korzyści z tego członkostwa były i są trudno mierzalne. Niestety, pomimo ciągłych propozycji zmian organizacyjnych i nacisków nie udało się ukierunkować działalności DE na rzecz europejskiego sektora teleinformatycznego. Coroczne spotkania organizacji NTA są tylko formalnym ukłonem w stosunku do ich (naszego też) członkostwa, które zresztą dla DE jest cenne, gdyż czasem to przez nas można oddziaływać na decyzje rządów wobec ustaleń Komisji czy Parlamentu Europejskiego. Ale też nawet polskie firmy, już działające w skali europejskiej, nie widziały potrzeby uaktywnienia się w tych działaniach, a gremium korporacji pozaeuropejskich coraz sprawniej wspólnie działa tamże na rzecz swoich interesów – czemu nie należy się przecież dziwić.
Tak docieramy do obecnych czasów. Jeszcze zatrzymajmy się na okresie w miarę stabilnych rządów „platformy”. Była dobra współpraca z rządem, nawet w sytuacji próby podpisania ACTA (a to dla firm zagranicznych byłoby pozytywnym działaniem) czy też blokowania stron hazardowych. Udało się wtedy nieco objaśnić Premierowi oraz Szefowi Kancelarii Prezydenta (niestety było to marcu 2010 roku) praktyczne negatywne niuanse takich decyzji.
Był to też okres wykrywania informatycznych afer (przy czym taką aferą był nawet przetarg na hostessy, catering, transport oraz kilka laptopów), które po medialnym postawieniu ciężkich zarzutów do dnia dzisiejszego nie zakończyły się nawet przesłaniem akt sprawy do sądów. Afery te, nazywane czyszczeniem Stajni Augiasza, rzutowały na rzetelność funkcjonowania rynku informatycznego i trzeba było się im przeciwstawić. Skorzystałem z partnerstwa Polski na CeBIT, gdzie miał wystąpić polski Premier, tłumacząc przedstawicielom rządu, że nie byłaby to dobra promocja Polski.
Począwszy od 2013 roku, sytuacja na rynku teleinformatycznym zaczęła się zagęszczać. W telekomunikacji przygotowania i nieudane pierwsze ogłoszenie aukcji na częstotliwości LTE ujawniło poważne rozbieżności interesów operatorów. A potem powtórne ogłoszenie aukcji z ułomnościami prawnymi i jej przebieg jeszcze bardziej oddziaływało negatywnie na atmosferę współpracy firm w izbie. I nawet ogłoszenie wyników aukcji nie uspokoiło tej sytuacji. Pogodzenie oczekiwań przedstawicieli firm, co do działań Izby i prezesa, stawało się niemożliwe – nie ma możliwości spełnienia rozbieżnych życzeń.
Inna sytuacja pojawiła się w sferze firm informatycznych. Korporacje amerykańskie, w związku z projektem traktatu UE-USA (TTIP) oraz zawieszeniem ustaleń Safe Harbour umożliwiających wysyłanie danych osobowych poza teren UE, wzmogły działania lobbystyczne we wszystkich krajach UE, chcąc w jeszcze szerszym stopniu zdominować rynek informatyczny. Firmy europejskie nie wykazywały tutaj chęci obrony swoich pozycji. Komisja i rządy europejskie skupiły się na finansowym wspieraniu innowacji realizowanych w firmach Start-Up czyli rozpoczynających, ale nie kontynuujących. Ich celem jest bowiem z reguły rozpoczęcie prac nad swoim wynalazkiem, doprowadzenie do gotowego produktu, a potem sprzedanie się dużej firmie za jak największe kwoty (przez jakiś czas to było po milionie na udziałowca). Wkurzyłem się nieco, gdy w DIGITAEUROPE przedstawiono najlepsze, wielokrotnie pozytywnie oceniane, europejskie firmy Start-UP, które w nagrodę dostały półroczny pobyt w Dolinie Krzemowej – aby tam być kupionym. A my w Europie z pieniędzy publicznych je finansowaliśmy!
Widząc to, kilkakrotnie pokazywałem rządzącym w Polsce i Komisji (gdy byłem członkiem grupy ISTAG przy DG Info w KE) konieczność zmiany strategii działania i rozwoju europejskiego sektora teleinformatycznego, który nawet obecnie nie jest dokładnie liczony, a udział ICT w GNP wynosi raptem od 3 do 5% (razem z usługami telekomunikacyjnymi), a przecież ma już wpływ na całą gospodarkę i administrację. Namawiałem też polskie firmy do upominania się o preferencje od rządzących – przynajmniej w sferze ich zagranicznej promocji. Pokazałem też na forum Izby, że każda z grup firm – zagraniczne, polskie, telekomunikacyjne mają podobny udział 1/3 w finansowaniu izby. Podkreślałem przy tym, że nie jest to działanie przeciwko firmom poza unijnym, wszak dzięki nim możemy mieć tak bogatą ofertę teleinformatyczną. Niestety, wsparcia tych moich działań od polskich firm nie było, a naraziłem się zagranicznym.
I tak PIIT dotarła do zakrętu wynikającego również ze zmiany rządu na ekipę o odmiennych poglądach, patrzącą z pewną podejrzliwością na biznes – szczególnie ten pochodzenia polskiego oraz zdeterminowaną do dokonania wielu zmian w odwrotności do dotychczasowych ustaleń. Izba i ja mieliśmy już kilka doświadczeń ze zmianą rządów i dotychczas nie było z tym większego problemu. Zawsze byliśmy konstruktywnie krytyczni do działalności aktualnych rządów, co pozwalało być również niezależnym i krytycznym dla następnego.
W podsumowaniu chciałbym podziękować tym wszystkim, z którymi miałem przyjemność współpracować w okresie tych 23 lat i 5 miesięcy pracy na rzecz Izby i środowiska teleinformatycznego. Szczególne podziękowania należą się członkom Zarządów i Rad oraz pracownikom Biura Izby. Wiele się od Was nauczyłem, wiele dobrego zrobiliśmy dla polskiej teleinformatyki. Praca, a raczej misja w PIIT, najpierw przez ponad 10 lat społeczna, a potem przez 13 już zawodowa, stanowi prawie połowę mojego życia zawodowego i nie jest incydentem w CV. Mam nadzieję, że po latach jest i będzie przez wielu doceniana. A Polskiej Izbie Informatyki i Telekomunikacji, jej Członkom i Władzom życzę kolejnych lat sukcesów w działalności na rzecz pozytywnego rozwoju rynku teleinformatycznego z pożytkiem dla firm teleinformatycznych.
Dr inż. Wacław Iszkowski
Prezes Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji
w latach 1993-2016