"Życie będzie biegło..." "Mjr Iszkowski" O Jerzym WBI

Moralność i skuteczność bombardowania (cz. 2)

Wacław Iszkowski

aktualizacja: 2018.05.26

 [fragment  książki:  Major pilot Jerzy Iszkowski, komentarze]

 

 

Lotnicze natarcie Aliantów

(…) W dniu 7 grudnia 1941 roku wybuchła wojna na Dalekim Wschodzie. Japończycy uderzyli na posiadłości amerykańskie i angielskie.

(…) W dniu 11 grudnia 1941 roku Niemcy i Włochy wypowiedziały wojnę Ameryce. Od przeszło dwóch lat świat oczekiwał włączenia Ameryki do wojny. Stało się wreszcie to, na co też Polacy czekali ze zniecierpliwieniem.

Wojna ogarnęła już cały świat.

Po przystąpieniu do wojny, Amerykanie rozpoczęli organizowanie armii lotniczej, już w początkach 1942 roku, transportując do Anglii wyposażenie oraz samoloty. W ramach przyszłej Eight Air Force (8AF) zlokalizowanej w Anglii, miały w niej działać dywizjony bombowe, myśliwskie, transportowe oraz wsparcia. Bombowcami były latające fortece B-17. Od sierpnia 1942 i w 1943 trwały szkolenia i pierwsze akcje bojowe. Misją ataków było niszczenie niemieckiej produkcji wojskowej, a w szczególności produkcji lotniczej. Amerykanie latali dniem, bez osłony myśliwskiej, ponosząc straty rzędu do 10% w każdej z operacji.

Równocześnie RAF kontynuował operacje nocne, zależnie od pogody – szczególnie na Hamburg oraz Berlin i miasta Zagłębia Ruhry.

Po kilku takich nalotach, Churchill miał pewne wyrzuty sumienia, ale w styczniu 1943, na konferencji w Casablance zapowiedział jednoznacznie – Będziemy bombardować terytorium Niemiec dzień i noc, coraz bardziej zaciekle, miesiąc po miesiącu będziemy zrzucać coraz większą liczbę bomb. Pogrążymy naród niemiecki w rozpaczy większej niż ta, w której pogrążył on całą resztę ludzkości.

Amerykanie nie podzielili tego jego poglądu.

Ustalono jednakże konieczność współpracy obu sił lotniczych.

Jedną z takich akcji była pierwsza wspólna wyprawa 8AF z RAF, zaplanowana przez gen. Harrisa, operacja Gomorrah zniszczenia drugiego co do wielkości miasta Rzeszy – przemysłowego Hamburga. Amerykanie zarezerwowali sobie cele przemysłowe – stocznie, port ubootów, fabryki.

Nocą 24 lipca 1943 poleciała pierwsza fala 700 bombowców RAF nad miasto. Straty własne były niewielkie. Następnego dnia po południu stocznię zbombardowało 90 amerykańskich B-17 z 8AF, przy czym straty własne były już poważne. Druga grupa zbombardowała Hanower, skąd wcześniej strażacy pojechali gasić Hamburg.

Następnej nocy nalot powtórzył RAF w sile ponad 700 bombowców, bombardując dzielnicę robotniczą. Skutki tego ataku były znaczące – bomby burzące i zapalające spowodowały niszczącą burzę ogniową. Podobny nalot został wykonany dwie noce później, ale z nieco mniejszymi skutkami. Zwiększyły się straty własne do 4%. Ostatni atak został wykonany 2 sierpnia. W mieście zginęło ponad 40 tys. mieszkańców, zniszczono 70% miasta i większość zakładów oraz stoczni. Przywrócono w nich produkcję po 4 tygodniach ale w ograniczonej wielkości.

Wartym odnotowania był nalot RAF w sierpniu 1943 na zakłady produkcji V-2 w Peenemünde – został on przygotowany na podstawie informacji polskiego wywiadu AK.

Drugą armię Fifteenth Air Force (15AF) organizowano od listopada 1943 w Tunisie, po czym przeniesiono ją do Włoch. Miała ona w zasięgu południe Europy, łącznie z Bałkanami i Polską. Wyjątkowo zbombardowano klasztor i miejscowość Monte Cassino gdyż generalne dowództwo amerykańskie przyjęło zalecenie - bez względu na okoliczności operacyjne wszystkie instytucje religijne, kościoły, archiwa i pomniki przeszłości we Włoszech mają być chronione.

Po sukcesie bombardowania Hamburga, gen. Harris rozpoczął przygotowania do zniszczenia Berlina. W listopadzie 1943 poleciała pierwsza grupa 444 bombowców na Berlin i druga na Mannheim, co zmyliło Niemców i straty były niewielkie. W kolejnych 16 nalotach bombowce RAF, przy złej zimowej pogodzie, próbowały wywołać burzę ogniową w mieście, co się nie udało, gdyż Berlin był zabudowany luźniej niż Hamburg. W kolejnych nalotach tracono coraz więcej załóg, bo Niemcom były już znane trasy dolotów.

W nalocie z 24 marca 1944 straty wyniosły 9%. Cała operacja pochłonęła ponad 1000 bombowców i 7000 lotników. Lotnicza bitwa o Berlin została przez RAF przegrana. Gen. Harris po klęsce bombardowania Berlina chciał uderzyć w źródło nazizmu, Norymbergę i pod koniec marca 1944 wysłał 794 bombowce – niestety 94 z nich zostało zestrzelonych – straty były rzędu 12%. Dowódca Bomber Command musiał się pogodzić z myślą, że nie da rady wygrać tej wojny samym bombardowaniem. Musiał przyłączyć się do operacji 8AF oraz przystąpić do zniszczenia infrastruktury transportowej Francji na przyjęcie inwazji.

Z początkiem 1944 nowy dowódca 8AF, gen. Dollitle zreorganizował zasady wypraw bojowych. Każdą grupę 12 bombowców ułożył w skomplikowany szyk 4 sekcji po trzy bombowce obok siebie rozmieszczone w przesuniętych względem siebie warstwach. Grupy też miały swoje miejsca w całej wyprawie nawet 1000 bombowców. Stwierdzono, że bombowce nie są w stanie się same obronić przez niemieckimi myśliwcami. W każdej wyprawie brały udział znaczne liczby myśliwców typu P-51 Mustang do ochrony bombowców. Całość wyprawy przemieszczała się z jednolitą prędkością i miała skomplikowane, ale wykonalne zasady skrętu i nawrotu znad celu. Myśliwce 8AF po odprowadzeniu wyprawy w bezpieczne rejony miały pozwolenie niszczenia niemieckich samolotów na okolicznych lotniskach.

W lutym 1944 dla 8AF i 15AF rozpoczął się Big Week bombardowania zakładów przemysłowych w Niemczech oraz na Bałkanach. Celami były zakłady lotnicze i produkcji sprzętu wojskowego w Niemczech, Austrii i Czechach. Myśliwce osłony mogły też niszczyć niemieckie samoloty na lotniskach. W marcu 8AF w kilku kolejnych nalotach zbombardowała wybrane instalacje i zakłady po raz pierwszy w Berlinie. Od kwietnia zaczęto bombardowanie pól naftowych i zakładów produkcji benzyny w rejonie Ploiești. W tym tygodniu bombardowania udział wzięły również nocne bombowce RAF. Straty załóg alianckich znacznie zmalały, ale jeszcze nie były akceptowalne.

Średnio w okresie wojny w Bomber Command RAF zginęło 49% załóg, a dodając zaginionych i będących w niewoli, straty wyniosły prawie 60% stanu osobowego lotników. Znaczne straty były też w Coastal Command patrolującym wody Atlantyku. Również 8AF i 15AF odnotowywały na koniec wojny straty na poziomie 50% personelu latającego.

W tym samym okresie w marcu 1944 Luftwaffe zebrało wszystkie swoje bombowce i zaczęło w odwecie za Berlin organizować naloty na Londyn i inne miasta angielskie. W efekcie straciło większość ze swoich maszyn, a zadane straty były mizerne. Rozpoczęli więc naloty V-1 i V-2 na Londyn.

Strategiczne znaczenie bombardowania miast

Zadawane jest pytanie, na ile rozbudowa lotnictwa bombowego przyczyniła się do przyśpieszenia końca tej wojny? A może trzeba było szybko budować okręty, którymi można było by przewieźć duże armie lądowe ze sprzętem pancernym?

Wydaje się, że to Niemcy narzucili taki scenariusz wojny – bowiem zaczęli od intensywnego bombardowania Anglii przed jej inwazją. Uzyskanie panowania w powietrzu przed ruszeniem wojsk lądowych zwiększało szanse na zwycięstwo. A to było możliwe tylko poprzez zbombardowanie infrastruktury, lotnisk i przemysłu atakowanego. Dodane do tego niszczenie miast przynosiło mniejsze bezpośrednie efekty, ale również dawało korzyści.

W Niemczech efektem nalotów bombowych było prawie całkowite zniszczenie głównych miast Rzeszy, przez ich zburzenie i spalenie. Niszczone były przy tym zakłady przemysłowe, zasoby paliw, infrastruktura kolejowa i łączności. Powodowało to konieczność rozproszenia i ograniczenia produkcji wszystkich artykułów na potrzeby wojenne i przeznaczanie znacznych sił na gaszenie pożarów i zapewnienie podstawowego funkcjonowania miast.

Ciągłe naloty zmuszały Niemców do zorganizowania obrony przeciwlotniczej na tym obszarze oraz utrzymywania rozbudowanych służb pożarniczych i ratunkowych. Do obrony przeciwlotniczej użyto ok. 100 tys. armat 88 mm, które wraz z prawie z milionową obsługą nie mogły być użyte na froncie. Do obsługi dział powołano młodocianych uczniów. W odwodzie na terenie Niemiec musiało stacjonować wiele dywizjonów myśliwców, które z czasem zostały zestrzelone w powietrzu oraz zniszczone na lotniskach przez myśliwce 8AF.

Od kwietnia 1944 większość operacji bombowych RAF oraz 8AF skierowano na niszczenie niemieckiej infrastruktury obronnej i transportowej we Francji i Belgii przed planowanym lądowaniem wojsk sprzymierzonych w Normandii i na południu w operacji Anvil (Dragoon). Zdecydowanie unikano bombardowania francuskich obszarów cywilnych. Korzystając z radarów H2S uzyskiwano wysoką celność, nawet sponad chmur.

Podczas ofensywy sprzymierzonych na terenie Francji niebo było już wolne od Luftwaffe. Ataki sił lądowych nie były narażone na ostrzelanie czy bombardowanie z powietrza, a za to swoimi taktycznymi siłami lotniczymi można było rozbijać opór nieprzyjaciela w atakach lądowych.

 

 

Bombardowanie (symbolu) Drezna

Przyszedł rok 1945.

Wschodni front ruszył znad Wisły i już w styczniu Armia Czerwona stanęła nad Odrą. Od początku lutego Armia Czerwona otoczyła silnie umocnioną i bronioną twierdzę Breslau. Stalin w lutym w Jałcie poprosił sprzymierzonych o pomoc w lotniczym obezwładnieniu Drezna, Lipska i Berlina.

Front zachodni stanął na zachodnim brzegu Renu, a w Ardenach musiał przeciwdziałać kontrofensywie Niemców. Amerykanom zaczęło się spieszyć do zajęcia znaczącego obszaru Niemiec, zanim to mogłyby uczynić wojska sowieckie.

Niemcy zaś nie zamierzali kapitulować. Hitler i Kancelaria Rzeszy uważali, że mają jeszcze sprawne, silne jednostki wojskowe, spore zasoby i może nawet Wunderwaffe – jak na przykład odrzutowe myśliwce Me-262.

Jedynym dużym, jeszcze mało zniszczonym miastem niemieckim było Drezno. Znajdowało się ono w dogodnym miejscu na przecięciu szlaków komunikacyjnych. W mieście było wiele aktywnie pracujących zakładów produkcji sprzętu wojskowego. Było tam wielu uciekinierów ze wschodu. Zgromadzono tam też znaczne siły wojskowe, które mogłyby przyjść na pomoc Berlinowi.

Sztab sprzymierzonych postanowił, aby RAF i 8AF zbombardowały Drezno. Wieczorem 13 lutego rozpoczął bombardowanie RAF od wysłania samolotów do oznaczenia markerami celów bombardowania dla nadciągających w drugiej fazie 250 lancasterów. Rankiem ponad 2000 samolotów 8AF rozpoczęło naloty na Drezno, Chemnitz oraz Magdeburg a nawet Pragę i fabryki Pilzna, a kolejnego dnia również na rafinerię w Böhlen koło Lipska. Polscy lotnicy początkowo nie chcieli lecieć nad Drezno – pomagać Stalinowi, ale wykonali rozkaz.

Drezno i jego zabytki zostały zniszczone i spalone burzą ogniową. Zginęło 25 tys. mieszkańców (chociaż Goebels twierdził że ponad 200 tys.).

W końcówce wojny 8AF spotkała się jeszcze z niemieckimi myśliwcami odrzutowymi Me-262. Ze względu na ich szybkość trudno było z nimi walczyć i dopiero ataki amerykańskich mustangów z lotu nurkowego oraz niszczenie ich na lotniskach zakończyło istnienie tej Wunderwaffe. Ale też dawało do myślenia wojskowym i politykom Aliantów, co jeszcze mogą naziści mieć w zanadrzu – tę wojnę należało już jak najszybciej zakończyć.

Moralność bombardowań celów cywilnych

Jerzy już w motto swoich wspomnień wstawił zapis o zakazie bombardowania ludności cywilnej, a potem kilkukrotnie do tego powracał, równocześnie wykonując rozkazy zbombardowania kolejnego miasta niemieckiego. Rozkazy te płynęły od premiera Churchilla oraz gen. Harrisa dowodzącego Bomber Command RAF. A Harris był wyznawcą zasady, że bombardowanie ludności niemieckiej tak dotąd gremialnie popierającej nazizm i Führera Hitlera jest konieczne dla złamania tej potęgi, tak barbarzyńskiej w swoim postępowaniu. Przecież ta ludność cywilna była robotnikami w fabrykach broni i dostarczała żołnierzy Wermachtu i SS. I tutaj polscy lotnicy mogli się z nim zgodzić, otrzymując czasem hiobowe wieści o tym co się dzieje w kraju.

Nieco inaczej do tej sprawy podchodzili Amerykanie, którzy unikali bombardowania obszarów cywilnych. Można ich było zrozumieć, gdyż oprócz Pearl Harbor nikt jeszcze ich kraju nie bombardował. Ich podglądy się zaczęły zmieniać, gdy wyzwalali kolejne obozy koncentracyjne. Mniejsze też mieli już opory przed bombardowaniem Berlina i Drezna, dziwiąc się bezsensownemu już niemieckiemu oporowi w obliczu dwóch zbliżających się frontów.

Amerykanie z tej niemieckiej lekcji wzięli naukę w rozprawie z Japonią. Po krwawym odzyskaniu szeregu wysp, gdy Japończycy walczyli samobójczo nie chcąc się poddać, stanęli przed wyzwaniem zdobycia wysp japońskich. Z szacunków wychodziło, że może to być okupione śmiercią nawet do miliona amerykańskich żołnierzy, gdyż japońskie dowództwo nie zamierza się poddać, pomimo bombardowania japońskich miast przez amerykańskie superfortece.

Nawet zbombardowanie w lutym i marcu 1945 Tokio bombami zapalającymi, które praktycznie zniszczyły miasto i spowodowały śmierć około 80 tys. mieszkańców nie przekonały Japończyków do bezwarunkowej kapitulacji.

Harry Truman, nowy Prezydent USA od 12 kwietnia 1945, musiał podjąć trudną decyzję – czy użyć nowej nieznanej co do wszystkich skutków bomby atomowej? Jeszcze 26 lipca Truman w deklaracji poczdamskiej zażądał bezwarunkowej kapitulacji Japonii, na co rząd japoński po dwóch dniach obrad nie zgodził się. Decyzję podjęto – 6 i 9 sierpnia B-29 zrzuciły po jednej bombie na Hiroszimę i Nagasaki. Dowództwo japońskie tłumaczyło Cesarzowi, że Amerykanie nie mają już więcej bomb (jeszcze mieli Fat Boy II), ale Cesarz postanowił poddać kraj, obwieszczając to przez radio 14 sierpnia 1945 II Wojna Światowa skończyła się.

Przytoczyłem powyższy opis, większości zapewne dobrze znany, aby dyskusja o moralności bombardowania celów cywilnych była pełniejsza. Powojenne szacunki Aliantów podawały, że jedna trzecia ludności Niemiec ucierpiała bezpośrednio wskutek bombardowań, około 14 milionów ludzi straciło majątek, ponad 20 milionów zostało na jakiś czas pozbawionych elektryczności, gazu lub wody, 5 milionów musiało się ewakuować. Zniszczeniu uległa jedna czwarta mieszkań. Zginęło około 305 tysięcy osób [ wg. United States Strategic Bombing Survey].

Część opinii publicznej na Zachodzie krytykowała te naloty dywanowe i zaczęła się nawet składać na odbudowanie zabytków Drezna i innych miast niemieckich. Odezwały się głosy o niepotrzebnym narażaniu ludności cywilnej oraz niszczeniu dóbr kultury europejskiej, wręcz o zbrodni wojennej.

Churchill też zaczął się wycofywać ze swoich uprzednio wojowniczych stwierdzeń, martwiąc się gdzie będą kwaterować wojska sprzymierzonych jak będą nadzorować Niemcy. Gen. Harrisa uważano za winnego polityki bombardowania ludności cywilnej. Odmawiano mu należnego uznania. I co prawda gen. Arthur Harris otrzymał stopień Marszałka, ale nowy rząd brytyjski z premierem Attlee, pod presją opinii publicznej, nie uznał jego zasług wojennych. Marszałek odszedł na emeryturę. Pomnik Marszałka Harrisa odsłonięto dopiero w 1992 roku.

Z czasem podobna krytyka pojawiła się wobec użycia broni atomowej, gdy ujawniono opisy jej skutków. Wielu twierdziło i twierdzi, że było to niepotrzebne, bo i tak by Japonia skapitulowała – na przykład dzięki ofensywie Sowietów w Chinach, lub uchronieniu powagi Cesarza w warunkach kapitulacji Japonii. Tylko wtedy to już ważniejsze było chronienie życia każdego żołnierza amerykańskiego i sowieckiego niż honor samurajów czy cesarza. A dzisiaj w Muzeum w Hiroszimie na początku wystawy możemy przeczytać, że Amerykanie zrzucili bombę atomową na miasto [przecież] na 8 dni przed decyzją Cesarza o kapitulacji Japonii.

My, Polacy nie braliśmy już wtedy udziału w tej dyskusji, gdyż dość szybko zbudowano nam żelazną kurtynę. Nie mogliśmy więc powszechnie pokazywać, jak były bombardowane i niszczone przez Niemców nasze miasta, ile ludności cywilnej przy tym zginęło. W samej Warszawie zginęło 740 tys. mieszkańców, w tym 370 tys. Żydów! Nie mogliśmy pokazać tysięcy miejsc rozstrzeliwania bezbronnej ludności.

W tym kontekście trudno się dziwić opiniom części Anglików ze stratami ludności cywilnej 60 tys., a nawet Francuzów ze stratami 270 tys. przy stratach Polski rzędu 2,5 mln [Statystyki, II Wojna Światowa, Fakty; Peter Darman; 2009]. Oczywiście życie ludzkie to nie statystyka i żal każdego człowieka.

Ale też wielu, zdając sobie sprawę z okropności tych bombardowań, wskazywało na fakt, że praktycznie wszyscy Niemcy popierali Narodowy Socjalizm i swojego ukochanego Führera, a także jego plany budowy Wielkich Niemiec oraz zdobywania obszarów Lebensraum. Wszyscy mieli w pamięci kroniki filmowe z manifestacjami poparcia dla NSDAP. Należy też pamiętać, że z domów cywilów w Wermachcie, SS, Gestapo pochodzili Vater und ältere Söhne und Jüngere Söhne in der Hitlerjugend und Mutter und Tochter gebar arische Deutsche. Nawet pod koniec wojny jeszcze odnotowywano poparcie dla rządów Hitlera, choćby ze strachu przed Sowietami. W tym przypadku wyraźnie było widać, że to naród niemiecki jest też odpowiedzialny za tę wojnę i jej okropności i nieprawdą są ich twierdzenia, że o niczym – obozach koncentracyjnych, wieszaniach, rozstrzelaniach, Holocauście nic nie wiedzieli. Wielu wiedziało – tylko bali się nawet mówić, a tym bardziej się przeciwstawić. Niech inne narody giną w pokonaniu Hitlera i jego nazistowskiego rządu.

Eisenhower widząc wyzwalane obozy koncentracyjne zezwolił na zmuszanie okolicznych Niemców do zwiedzania obozów i udziału w grzebaniu ciał tamże pomordowanych. Żołnierze amerykańscy byli ostrzejsi – złapane załogi obozów rozstrzeliwali na miejscu – szybko im tego zabroniono. W nazistowskich obozach zginęło ponad 5 mln osób, w większości Żydów w ramach akcji Holocaust.

Niemcy mogli zapobiec tym bombardowaniom, po prostu kapitulując przed Aliantami w sytuacji, gdy klęska była już widoczna. To naród niemiecki najpierw powinien postawić pod sąd Adolfa Hitlera i członków rządu Rzeszy i skazać ich za to co zrobili swojemu narodowi, a dopiero potem powinien ich przejąć Trybunał w Norymberdze.

Te bombardowania kosztowały życie wielu lotników – w sumie około 50% stanu osobowego personelu lotniczego – w Bomber Command RAF było to 50 tys. lotników. Zbiry z Gestapo, Waffen-SS i Wermachtu rozstrzeliwując, wieszając, pakując do gazu ludność okupowanych krajów nie ryzykowali w tych sytuacjach własnym życiem. Niewielu było takich co czynili to z niechęcią tylko na rozkaz, bojąc się niemieckiego sądu polowego.

Wszystkim lotnikom alianckich sił lotniczych należy się pamięć i szacunek za to czego dokonali – ryzykując życie, zdając sobie sprawę co czynią, dawali z siebie wszystko, aby ta wojna jak najszybciej się skończyła.

I może ta lekcja jednak się Niemcom przydała, bo ich armia od 70 lat trzyma się z daleka od wszelkich konfliktów. Ale niepokój wzbudza rosnące poparcie dla, już trzeciej sile w Bundestagu, partii Alternative für Deutschland – prawicowej, nacjonalistycznej, populistycznej i eurosceptycznej. A jej przywódca Alexander Gauland twierdzi, że Niemcy mogą być dumni z żołnierzy Wehrmachtu i żąda grubej kreski w ocenie nazistowskiej przeszłości Niemiec.