TOM 2.
Wspomnienia ppor. pil. Jerzego Iszkowskiego z lat młodości, fascynacji lotnictwem oraz starań w poszukiwaniu możliwości nauki latania. Opis pobytu w Szkole w Dęblinie, promocji oraz potem służbiy w 22 Eskadrze 2 Pułku Lotniczego. Przeżywanie dni wrześniowych z poszukiwaniem możliwości walki z wrogiem - miał udać się po nowe samoloty na Bliski Wschód. I odwrót do Rumunii skąd dalej znowu w poszukiwaniu zorganizowanych polskich jednostek bojowych ewakuacja do Francji.
Oczekiwanie we Francji i znowu odwrót do Anglii, gdzie przybył w dniu 21 czerwac 1940 roku.
Są to oryginalne, po raz pierwszy w całości opublikowane Wspomnienia Jerzego spisane po wojnie osobiście przez Jerzego Iszkowskiego na podstawie notatek czynionych od pierwszych dni wojny.
Fragment:
WIELKA UCIECZKA
(…) Nocą dojechałem do Bukaresztu. Tutaj należało przeczekać kilka godzin do odjazdu następnego pociągu.
U wyjścia z peronu zostałem napadnięty przez żandarmów rumuńskich. Otoczyli mnie i z tupetem aresztowali. Protestowałem, ale to nic nie pomogło. Wprowadzili mnie do pomieszczenia stacyjnego, w którym zobaczyłem podobnie schwytaną grupę obcych mi Polaków i kilku moich podchorążych. Żandarmi zachowywali się niezwykle brutalnie. Grozili, że w razie oporu lub próby ucieczki zastosują kajdany, na dowód tego potrząsali ohydnym żelastwem.
(…) Żandarmi byli nieugięci. Sformowano nas w kolumnę dwójkową. Wobec tysięcy zaciekawionych podróżnych władze rumuńskie urządziły nie lada widowisko. Oddział ludzi młodych, ubranych po cywilnemu i gdzieniegdzie jeszcze ze śladami mundurów wojskowych, przechodził w jaskrawym oświetleniu wspaniałą halą dworcową pod eskortą bagnetów i pobrzękujących kajdan. Niektórzy żandarmi maszerowali obok nas niczym stado pawi, tak dumni i zadowoleni byli z łupu. Inni biegali wokoło kolumny wykrzykując niezrozumiałe dla nas komendy i popychali za kark opierających się Polaków. Niewątpliwie prowadzili nas do więzienia.
Porozumiałem się z najbliższym sąsiadem w sprawie ucieczki.
Na ulicy zapytałem najstarszego rangą żandarma, czy daleko nas prowadzą, bo jeżeli tak, to radziłbym wziąć taksówki. Na potwierdzenie dużych w tym kierunku możliwości, pokazaliśmy z sąsiadem plik banknotów rumuńskich. Żandarm zastanowił się, powziął decyzję i zatrzymał oddział. Przed nami w świetle latarń połyskiwał rząd wspaniałych limuzyn. Rumun wywołał najbliższą taksówkę i pierwszym trzem z kolumny kazał wsiadać. W trójce tej znajdowałem się i ja. Krzycząc i wygrażając nam, Bogu i czarnemu niebu, żandarm usadowił się razem z nami na tylnym siedzeniu.
Samochód ruszył. W tej sytuacji byliśmy prawie wolni. Na skrzyżowaniu kilku głównych ulic samochód zatrzymał się przed czerwonymi światłami. W krótkich urywanych słowach porozumiałem się z kolegami.
Szarpnąłem nagle za hełm żandarma ściągając go na nos Rumunowi. Sąsiad dodatkowo zdzielił go pięścią w tył głowy. Ogłuszony żandarm zwalił się na podłogę. Jednocześnie drugi mój sąsiad podsunął pistolet pod nos szoferowi. Wyskoczyliśmy z taksówki jak pchnięci sprężyną.
Szofer krzyknął. Na krótki tylko moment powstało zamieszanie na jezdni i zanim nadbiegli policjanci, rozproszyliśmy się w tłumie przechodniów. Koledzy zniknęli mi z oczu.