"Życie będzie biegło..." "Dywizjon 304" O Jerzym WBI

Pierwszy lot bojowy Dywizjonu 304

Ppor. Jerzy Iszkowski

aktualizacja: 2018.11.18

Cytat ze wspomnień Jerzego z 25 kwietnia 1941 roku

TOM3: "Dywizjon 304"

BOMBARDOWANIE ROTTERDAMU

BOMBARDOWANIE ROTTERDAMU (1)*
25 kwietnia 1941 roku
ZAŁOGA
I pilot, d-ca - por.pil. Czetowicz
II pilot - ppor.pil. Iszkowski
Nawigator - ppor.naw. Lewkowicz
Radiooperator - sierż.rtg. Apanasewicz
Strzelec przedni- sierż. Sankowski
Strzelec tylny - sierż. Thier
SAMOLOT : Wellington Pegaz nr.2852
BOMBY : Burzące i zapalające
ZADANIE : Zbombardować zbiorniki benzyny w Rottedamie – Holandia
WYKONANIE: Start: 2025 Lądowanie: 0125 Lot trwał: 5 godz.

*) numer kolejnego lotu bojowego

Na pierwszą próbę operacyjną dywizjonu, skompletowano wszystkiego dwa zespoły z najlepszego personelu latającego. Leciałem w składzie obcej załogi jako drugi pilot, z pilotem starszym. Z Dywizjonu startowała jeszcze załoga por. pil. Onoszki .

[Tutaj Jerzy Iszkowski się pomylił: Drugą załogą na Wellingtonie NZ-A R1230 była załoga por. pil. Antoniego Syma w składzie: ppłk pil. Piotr Dudziński, dowódca dywizjonu, mjr naw. Julian Wojda, sierż. rtg. Leon Hampel, sierż. strz. Stanisław Białek i ppor. strz. Stanisław Duchnicki. Zgodnie z przepisami RAF, dowódcą załogi był zawsze pierwszy pilot – tutaj Antoni Sym]

Start odbył się o zmierzchu. Nastała noc gdy minęliśmy brzeg angielski. Po przeleceniu Morza Północnego weszliśmy do Holandii na południe od Emden. W nawigacji posługiwaliśmy się głównie namiarami nieprzyjacielskich stacji radiowych i świetlnych latarń (beacony). Utrzymywaliśmy wysokość od 12000 do 14000 stóp. W okolicy Emden krążyliśmy czterdzieści pięć minut w poszukiwaniu nakazanego obiektu zniszczenia. Zupełnie ciemna bezchmurna noc uniemożliwiała zidentyfikowanie celu stosunkowo małego i trudnego do trafienia.

Początkowo słaba obrona przeciwlotnicza nie była groźna. Nie dało się jednak wyśledzić centra obrony. Ostrzały artyleryjskie zbyt szeroko i nieregularnie rozprzestrzeniały się w terenie nigdzie nie znacząc wyraźnego skupienia ogniowego.

Wyrzuciliśmy pierwszą bombę magnezjową. Przez kilka minut wyraźnie widać było ziemię. Poprawiłem nieco kurs i ukazały się pod nami zbiorniki. Szybko wykonałem nalot, podczas którego stożek kilkunastu połączonych reflektorów uchwycił nas w samym środku wiązki. Potężne światła na chwilę oślepiły i zasłoniły czarną otchłań. Wyzwoliłem się jednak z pułapki i ponowiłem atak. Salwa bomb odpadła z komory kadłubowej.

Oddalając się od Rotterdamu obserwowaliśmy wynik bombardowania – część potężnych błysków eksplozji bomb burzących, kilkaset małych bom zapalających wznieciły cztery pożary, z których dwa gwałtownie rozszerzały się. Później w ognie te uderzały bomby zrzucane z innych samolotów wchodzących w skład wyprawy. Ledwie minęliśmy Emden, złapały nas trzy zespoły stożków reflektorowych i jednocześnie wzmógł się ogień artylerii. Rozsynchronizowane obroty silników i uniki nieco uwolniły nas od ognia, ale nie byliśmy w stanie pozbyć się reflektorów, które uparcie przekazy-wały nas coraz dalszym bateriom artylerii szybko strzelnej. W pewnym momencie dosięgła nas skoncentrowana artyleria najcięższa. Wybuchające tuż przy kadłubie pociski szarpały i podrzucały samolotem, wpijając się dziesiątkami odłamków w blachy pancerne i miejsca niezabezpieczone. Tylny strzelec przerażonym głosem ryczał w telefon ażeby wiać.

Samolot leciał na pełnej mocy silników klucząc jak zając skokami na boki, ażeby utrudnić Niemcom celowanie. A strzelało kilkadziesiąt armat do jednego dobrze oświetlonego punktu. Taka zabawa w ciuciubabkę trwała aż do brzegu kontynentu. Dopiero nad morzem uspokoiło się pod nami. Szybko schodziliśmy w dół ażeby wreszcie pozbyć się uciążliwych masek tlenowych. Trudno powiedzieć kto bardziej był zadowolony z bombardowania, czy my że trafiliśmy w zbiorniki, czy Niemcy, że zrzuciliśmy bomby może tylko tuż obok zbiorników na jakieś łatwopalne obiekty.

[ Z dowództwa Bomber Command nadszedł potem do Dywizjonu 304 telegram o treści [WK]: CONGRATULATIONS ON VERY SUCCESSFUL FIRST OPERATION LAST NIGHT STOP AIR OFFICER COMMANDING NO 1 BOMBER COMMAND AIR VICE MARSHAL R.D. OXLAND.]

W locie wysokościowym męczy każdy wysiłek fizyczny. Przejście na przykład z kabiny pilotów poprzez kabinę radiooperatora i nawigatora do astrowieży, powoduje znaczne osłabienie. Krótki bezruch przywraca pełnię sił. Na tej wysokości ograniczona jest zdolność, a raczej sprawność myślenia, ale za to wzrasta uczulenie nerwowe i działanie instynktowe. Łatwo jest popełnić błąd w obliczeniach pamięciowych.

Przykładem tego był nasz nawigator w locie na Rotterdam, który w przeliczaniu poprawek kursu pomylił się o kilkanaście stopni i z tego powodu w drodze powrotnej zboczyliśmy z trasy daleko na południe aż poza Londyn. Po nawiązaniu łączności radiowej z Syerston doszliśmy z łatwością do bazy na namiary QDM [kurs magnetyczny do punktu].