Moja misja w PIIT -
30 lat PIIT
W styczniu 2023 roku minęła 30-rocznica działalności Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji (PIIT). Gala z tej okazji odbyła się 10 września. Przez ponad 23 lata byłem Prezesem Izby i z tego tytułu pozwalam sobie skreślić ten felieton opisujący ciekawsze momenty jej działalności, również z moim udziałem, jak i też, patrząc już z boku, wskazać na obecne dla niej wyzwania. Jest to też w rys historyczny rozwoju sektora teleinformatycznego.
[jest to nowa wersja felietonu Moja misja w PIIT >> przygotowana teraz z okazji 30 lecia PIIT]
Zacznijmy od grudnia roku 1992, kiedy to Andrzej Florczyk, Andrzej Jabłoński oraz Wiesław Osowiecki ze Stowarzyszenia Systemów Otwartych wpadli na pomysł utworzenia izby firm informatycznych i telekomunikacyjnych. Pierwsze zgromadzenie Izby wybrało mnie na Prezesa na dwuletnią kadencję (potem czyniło to jeszcze 12 razy). Wybrano też Radę Izby oraz inne potrzebne organy.
Do PIIT zapisywały się nowo-powstałe firmy polskie, w tym prawie wszystkie już wiele lat istniejące firmy ZETO. Zgłaszały się też, jeszcze niewielkie, przedstawicielstwa firm amerykańskich. Pojawiły się też nowo-tworzone polskie firmy telekomunikacyjne podejmujące konkurencję z monopolistą Telekomunikacją Polską, ale z wykorzystaniem jej infrastruktury technicznej. Dla kilku firm była to też potrzeba chwili, gdyż ówczesny rząd zaczął wprowadzać kontyngenty na import elementów do asemblacji pecetów. Izba poradziła sobie z tym problemem, stając się od razu partnerem dla administracji. W następnych latach trzeba było pomóc firmom w pokonywaniu ograniczeń administracyjnych w imporcie sprzętu specjalnego znaczenia. W trybie natychmiastowym trzeba było raz odblokowywać zatrzymane na granicy komputery, nie posiadające polskiego certyfikatu bezpieczeństwa energetycznego (a miały tylko unijne). Przykrym doświadczeniem było działanie urzędu skarbowego wobec dwóch największych polskich firm składających pecety, podważajace ich prawo do ich reeksportu dla celów edukacyjnych finansowanych przez Ministerstwo Edukacji. Działanie takie było uzasadnione możliwością zastosowania wtedy zerowej stawki VAT ( produkty krajowe o tym samym przeznaczeniu miały pełną stawkę). Dopiero po latach sądy rozstrzygnęły decyję US na korzyść tych firm, a raczej ich byłych właścicieli (bo firm upadły). Ta sprawa pokazała nam jak ważnym jest weryfikowanie kompletności i niesprzeczności zapisów w opracowywanych ustawach.
Musieliśmy zacząć od edukacji rządzących czym jest informatyka, jak należy ją rozumieć, do czego można jej używać i czego można od niej oczekiwać. Administracja jeszcze nie potrafiła z niej korzystać, a pierwszy projekt POLTAX powstawał z ogromnymi trudnościami. Często musieliśmy objaśniać posłom, ministrom czy pracownikom administracji nawet podstawowe pojęcia, a ja korzystałem z umiejętności z mojej poprzedniej profesji – nauczyciela akademickiego w Instytucie Informatyki Politechniki Warszawskiej.
Wtedy jeszcze przeważnie spieraliśmy się merytorycznie o rozumienie korzystania z produktów i usług telekomunikacyjnych i informatycznych. Nawet w dyskusjach nad treściami ustaw zapisane tamże prawa, przekładaliśmy na możliwość lub brak ich technicznej realizacji. Jeszcze nie było prawników, specjalizujących się w tych zagadnieniach, którzy by każdą rzecz rozpatrywali według zasad interpretacji prawnych. Uczyliśmy się zasad prowadzenia lobbyingu w nowej polityczno-ekonomicznej rzeczywistości. Nie zawsze to było proste, jak firmy mają pogodzić chęć zaprezentowania i objaśnienia potencjalnym klientom nowe produkty i usługi, gdy są one dostępne tylko za granicą - bez zafundowania im wyjazdu dla ich obejrzenia, co zaczynało już rodzić podejrzenia o korupcję.
Każdy z członków Izby miał nadzieję załatwić poprzez Izbę swoje sprawy, ale tu następowało ścieranie się konfliktów interesów. Często nie było też szansy na jakiekolwiek porozumienie, gdy spierali się przedstawiciele dwóch korporacji, mający nakaz „obrony” ich punktu widzenia. Trzeba było wybierać sprawy ich łączące, przynajmniej dla części firm, prowadząc też negocjacje pomiędzy nimi dla uzyskania wspólnego stanowiska. To zadanie pozostało w Izbie do dzisiaj.
W Izbie odbijała się też sytuacja rynkowa, gdzie przedstawicielstwa korporacji amerykańskich przechodziły z dotychczasowego układu partnerskiej współpracy na układ współpracy w kanale. Stawały się one bowiem coraz silniejsze, z coraz większymi możliwościami finansowo-marketingowymi. A firmy polskie musiały szukać kapitału na giełdzie lub rolować kredyt kupiecki.
Na rynku telekomunikacyjnym trwały przygotowania do demonopolizacji TPSA. W 1996 roku pojawiło się dwóch dużych operatorów budujących wraz z już pierwszym istniejącym na rynku, sieć telefonii komórkowej. Dla Izby nastał czas ścierania się poglądów przedsiębiorstw telekomunikacyjnych, które zdawały sobie sprawę, że często od przysłowiowego przecinka w ustawie telekomunikacyjnej, regulującej ich działanie zależą ich przyszłe koszty i przychody. Takie stwierdzenie jest ważnym po dziś dzień.
Równolegle z bieżącą działalnością zajmowaliśmy się promocją polskiego rynku informatycznego. Braliśmy aktywny udział w targach komputerowych, które otwierałem wspólnie z najwyższymi władzami (wtedy i Prezydent i Premier chcieli być nowocześni i z chęcią patronowali takim wydarzeniom). Zainicjowałem wystąpienie polskich firm na Targach CeBIT – gdzie najpierw tylko 20 firm zajęło niewielki sektor – wzajemnie się oddzielając przepierzeniami od swoich krajowych „konkurentów”, gdy na zewnątrz było ponad 2000 wystawców z całego świata. Ale i wtedy kilku z nim udało się nawiązać pożyteczne relacje biznesowe. Po 2003 roku targi komputerowe zaczęły zanikać – firmy promocje i marketing swoich produktów przenosiły do internetu. Również Izba zaczęła szerzej korzystać ze tej internetowej. Znaleźliśmy się też w zainteresowaniu mediów, a szczególnie telewizyjnych i nasze tam obecności dobre wzmacniały wizerunek oddziaływania Izby.
Szczególnie pozytywne znaczenie miało zorganizowanie przez PIIT przy współpracy z PTI i innymi organizacjami trzech Kongresów Informatyki Polskiej. Znaczące grono specjalistów informatyków z nauki, administracji oraz firm sformułowało w trzech Raportach pokongresowych podstawy funkcjonowania i rozwoju rynku informatycznego, internetowego oraz po części telekomunikacyjnego. Wtedy Izba była na etapie formułowania kolejnych strategii rozwoju rynku, ale to już zaczęło się niezauważalnie kończyć – przechodziliśmy do defensywy – do obrony przed coraz bardziej rozbudowywanymi w przepisy zobowiązujące i ograniczające ustawami zasady funkcjonowania rynku, wprowadzanymi w związku z wstępowaniem Polski do Unii Europejskiej.
W Izbie, w imieniu członków zaczęli się coraz częściej pojawiać prawnicy wraz ze szczegółowymi opiniami prawnymi dotyczącymi nowych proponowanych projektów ustaw. Prawnicy już sprawnie korzystali z procesora tekstów poszerzając swoje opinie o dodatkowe uzasadnienia i kopiowane z baz danych rozstrzygnięcia sądowe. Trzeba było się odnaleźć w tej nowej sytuacji i przygotowywać ujednolicone opinie Izby, godzące często dość rozbieżne stanowiska. Z trudem udawało się je ograniczać je do kilku stron, chcąc zadbać o czas urzędników, którzy musieli je przynajmniej raz przeczytać oraz skomentować. Trudno też było (i jest) przekonać przedstawicieli firm do unikania wpisywania do opinii zdań odrębnych, gdyż w ten sposób odbiorcy opinii czują się zwolnieni od zajęcia stanowiska.
Ale muszę przyznać, że po tych latach spędzonych przy tworzeniu od podstaw wielu ustaw – o prawach autorskich, o ochronie danych osobowych, o podpisie elektronicznym, o informatyzacji, prawo telekomunikacyjne, itp. dość dobrze zacząłem się orientować w funkcjonowaniu prawa. Już wiedziałem, że algorytmizować można tylko dobrze sformułowane procedury postępowania administracyjnego, gdyż dla innych zapisów mogą być zawsze różne interpretacje prawne uwzględniające inne istotne elementy sprawy czy też inne przepisy. Moje umiejętności algorytmizowania spraw mogły mieć tylko połowicze zastosowanie. Jeszcze długo komputery nie zastąpią prawników.
A PIIT po przyjęciu do Izby kilku kancelarii prawnych oraz powołaniu Sądu Polubownego ds. domen z doświadczoną kadrą arbitrów, stawała się największą w Polsce wirtualną kancelarią prawną z możliwością skorzystania z najlepszych na rynku prawników w specjalnościach teleinformatycznych.
Taka sytuacja spowodowała jednak zmianę relacji Izby z prezesami i zarządami firm – jej członków. W poprzednich latach było możliwe zorganizowanie merytorycznego spotkania z prezesami nawet największych firm dla przedyskutowania istotnych dla rynku zagadnień oraz określenie celów strategicznych dla działania Izby. Teraz prezesi i zarządy scedowawszy relacje z Izbą na swoich prawników nie widzieli już takiej potrzeby, a nawet w aktualnych czasach mogli się obawiać takich spotkań nie chcąc być posądzonym o tworzenie zmowy rynkowej. Na Targach GSM w Barcelonie wspólne śniadanie prezesów operatorów było badane przez Komisję Europejką, czy nie doszło tam do zmowy. W tym czasie Prezydent Barrack Obama spotykał się z CEO największych US korporacji informatycznych oczekując od nich porady jak przyśpieszyć rozwój informatyki.
Prezesi wspólnie woleli i dalej wolą spotykać na uroczystych radach programowych konferencji, na których oni lub ich firmy byli i są nagradzani ciężkimi w rękach statuetkami. Liczą też wtedy na bezpośrednie widzenie z VIPami z administracji, nawet jeśli ci wpadają na chwilę tylko na uroczyste otwarcie. Ja miałem możliwość spotkać się z (prawie) każdym prezesem osobno, ale to już nie przekładało się na wspólne wyznaczenie celów działania Izby.
Teraz trudno jednoznacznie oceniać opisaną wyżej sytuację, gdyż też nie mieliśmy jednoznacznego modelu funkcjonowania takiej organizacji jak izba gospodarcza. Pośród setek istniejących izb, tylko kilka z nich wybiło się na samodzielność i publiczną oraz medialną widoczność – a zapewne najbardziej z nich to ZBP, ale stoją za nią bardzo bogate banki. Przez jakiś czas widoczne były, wzajemnie się bez sensu zwalczające, organizacje wielosektorowe: KIG, Lewiatan, KPP, BCC, ale dzisiaj nawet one jakby zanikły. Drugim problemem ograniczonego wzrostu Izby był fakt, że władze ustawodawczo-administracyjne dla pluralizmu konsultacji społecznych zaczęły praktycznie równorzędnie traktować takie sformalizowane organizacje jak izby i stowarzyszenia oraz mające tylko po kilku, kilkunastu członków towarzystwa czy nawet dobrze się nazywające spółki oraz instytuty – nie będące instytutami.
Parę zdań warto też wspomnieć o działaniach międzynarodowych, gdyż tak po prawdzie to członkom Izby mało na tym zależało. Firmy zagraniczne miały własne HQ w UE oraz w USA – i ich przedstawiciele stamtąd działali aktywnie w takich organizacjach. Największe firmy telekomunikacyjne są również międzynarodowe. Polskie firmy w małym stopniu interesowały się wtedy rynkami zagranicznymi – wystarczał im „nienasycony” rynek polski. Jeszcze pracując w firmach zachodnich miałem okazję spotykać za granicą osoby działające w WITSA (World Information Technology Software Alliance). Dzięki nim zostałem też zaproszony do udziału w spotkaniach WITSA oraz możliwości wpisania PIIT jako członka. Będąc na kilku spotkaniach z trudem przychodziło mi przełożenie ich działań na pożytki PIIT w porównaniu do kosztów składki czy udziału w zgromadzeniu. W skali spraw świata byliśmy zbyt małym pionkiem, mającym niewiele do powiedzenia. Próby zainteresowania naszymi, ale generalnymi sprawami, nie zyskiwały poparcia – owszem były ciekawe IT Kongresy. Z czasem Izba wycofała się z WITSA i nie ma tamże nikogo z Polski (kilku innych krajów też nie ma).
Wobec akcesji Polski do Unii Europejskiej, znacznie bardziej obiecująco wyglądała organizacja EICTA, zlokalizowana w Brukseli, mająca kontakty z biurami Komisji Europejskiej. Wpisaliśmy PIIT i w kolejnej kadencji byłem nawet członkiem EXB. Głównie było to źródło informacji o strukturze Komisji Europejskiej oraz zasadach prawodawstwa unijnego i możliwości kontaktów. Po przekształceniu EICTA w DIGITALEUROPE(DE) które miało grupę organizacji NTA (National Trade Association) podobnych do PIIT z krajów europejskich oraz grupę firm informatycznych, przeważnie poza unijnych, zacząłem się orientować, że jako NTA jesteśmy tam nieco na przyczepkę. Przedstawiciele tych firm a raczej korporacji pracowali w Brukseli i zawsze byli gotowi na spotkanie, my musieliśmy podróżować z kraju rannym samolotem, nocując lub wracając późno wieczorem. Niestety, pomimo ciągłych utyskiwań, propozycji zmian organizacyjnych i nacisków nie udało się ukierunkować działalności DE na rzecz europejskiego sektora teleinformatycznego. Coroczne spotkania organizacji NTA są tylko formalnym ukłonem w stosunku do ich (naszego też) członkostwa, które zresztą dla DE jest cenne, gdyż czasem to przez nas można oddziaływać na decyzje rządów wobec ustaleń Komisji czy Parlamentu Europejskiego. Ale też nawet polskie firmy, już działające w skali europejskiej, nie widziały potrzeby uaktywnienia się w tych działaniach, a gremium korporacji pozaeuropejskich coraz sprawniej wspólnie działa tamże na rzecz swoich interesów – czemu nie należy się przecież dziwić.
Tak docieramy do obecnych czasów. Jeszcze zatrzymajmy się na okresie w miarę stabilnych rządów „platformy”. Była dobra współpraca z rządem, nawet w sytuacji próby podpisania ACTA (a to dla firm zagranicznych byłoby pozytywnym działaniem) czy też blokowania stron hazardowych. Udało się wtedy nieco objaśnić Premierowi oraz Szefowi Kancelarii Prezydenta (niestety było to marcu 2010 roku) praktyczne negatywne niuanse takich decyzji.
Był to też okres wykrywania informatycznych afer (przy czym taką aferą był nawet przetarg na hostessy, catering, transport oraz kilka laptopów), które po medialnym postawieniu ciężkich zarzutów do dnia dzisiejszego nie zakończyły się nawet przesłaniem akt sprawy do sądów. Afery te, nazywane czyszczeniem Stajni Augiasza, rzutowały na rzetelność funkcjonowania rynku informatycznego i trzeba było się im przeciwstawić. Skorzystałem z partnerstwa Polski na CeBIT, gdzie miał wystąpić polski Premier, tłumacząc przedstawicielom rządu, że nie byłaby to dobra promocja Polski. Według mitologii, Herakles na zlecenie króla Eurysteusza czyszcząc stajnie skierował przez nie jedną/dwie rzeki, które według dzisiejszej ekologii poważnie zanieczyściły dolny bieg tych rzek, a dodatkowo podobno potem za brak zapłaty za to zlecenie Herakles zabił zleceniodawcę.
Dla większości firm był to okres spokojnego działania, co uspokajało ich również w potrzebie aktywnego uczestniczenia w pracach Izby, a nawet prowadziło do oszczędzania na składkach, wypisując się z niej, albo też nie godząc się przez parę lat na podniesienie składek. Izba mogła funkcjonować tylko dzięki zgromadzonym zapasom i coraz większym oszczędnościom.
Począwszy od 2013 roku, sytuacja na rynku teleinformatycznym zaczęła się zagęszczać. W telekomunikacji przygotowania i nieudane pierwsze ogłoszenie aukcji na częstotliwości LTE ujawniło poważne rozbieżności interesów operatorów. A potem powtórne ogłoszenie aukcji z ułomnościami prawnymi i jej przebieg jeszcze bardziej oddziaływało negatywnie na atmosferę współpracy firm w izbie. I nawet ogłoszenie wyników aukcji nie uspokoiło tej sytuacji. Pogodzenie oczekiwań przedstawicieli firm co do działań Izby i prezesa stawało niemożliwe – nie ma możliwości spełniać rozbieżnych życzeń.
Inna sytuacja pojawiła się w sferze firm informatycznych. Korporacje amerykańskie, w związku z projektem traktatu UE-USA (TTIP) oraz zawieszeniem ustaleń Safe Harbour umożliwiających wysyłanie danych osobowych poza teren UE, wzmogły działania lobbystyczne we wszystkich krajach UE, chcąc w jeszcze szerszym stopniu zdominować rynek informatyczny.
Firmy europejskie nie wykazywały tutaj chęci obrony swoich pozycji. Komisja i rządy europejskie skupiły się na finansowym wspieraniu innowacji realizowanych w firmach Start-Up czyli rozpoczynających, ale nie kontynuujących. Ich celem jest bowiem z reguły rozpoczęcie prac nad swoim wynalazkiem, doprowadzenie do gotowego produktu, a potem sprzedanie się dużej firmie za jak największe kwoty (przez jakiś czas to było po milionie na udziałowca). Wkurzyłem się nieco, gdy w DIGITAEUROPE przedstawiono najlepsze, wielokrotnie pozytywnie oceniane, europejskie firmy Start-UP, które w nagrodę dostały półroczny pobyt w Dolinie Krzemowej – aby tam być kupionym. A my w Europie z pieniędzy publicznych je finansowaliśmy.
Widząc to, kilkakrotnie pokazywałem rządzącym tutaj i Komisji (gdy byłem członkiem grupy ISTAG przy DG Info w KE) konieczność zmiany strategii działania i rozwoju europejskiego sektora teleinformatycznego, który nawet obecnie nie jest dokładnie liczony, a udział ICT w GNP wynosi raptem od 3 do 5% (razem z usługami telekomunikacyjnymi), a przecież ma już wpływ na całą gospodarkę i administrację. Namawiałem też polskie firmy do upominania się o preferencje od rządzących – przynajmniej w sferze ich zagranicznej promocji. Pokazałem też na forum Izby, że każda z grup firm – zagraniczne, polskie, telekomunikacyjne mają podobny udział 1/3 w finansowaniu izby. Podkreślałem przy tym, że nie jest to działanie przeciwko firmom poza unijnym, wszak dzięki nim możemy mieć tak bogatą ofertę teleinformatyczną. Niestety, wsparcia tych moich działań od polskich firm nie było, a naraziłem się tym zagranicznym.
I tak PIIT dotarła do zakrętu wynikającego również ze zmiany rządu na ekipę o odmiennych poglądach, patrzącą z pewną podejrzliwością na biznes – szczególnie ten pochodzenia polskiego oraz zdeterminowaną do dokonania wielu zmian w odwrotności do dotychczasowych ustaleń. Izba i ja mieliśmy już kilka doświadczeń ze zmianą rządów i dotychczas nie było z tym większego problemu. Zawsze byliśmy konstruktywnie krytyczni do działalności aktualnych rządów, co pozwalało być również niezależnym i krytycznym dla następnego.
Teraz trzeba było jednak wzmocnić promocję naszych wartości, pokazując chęć współpracy w kluczowych dla rynku sprawach. Niestety atmosfera niepewności we władzach izby nie była najlepsza. Co prawda można by było z tym przetrwać do końca kadencji, ale byłaby to strata dla sprawności działania PIIT. Postanowiłem nieco wstrząsnąć tym towarzystwem – dotychczas to się udawało, teraz się nie udało. Trzeba było zrezygnować.
W podsumowaniu chciałbym podziękować tym wszystkim, z którymi miałem przyjemność współpracować w okresie tych 23 lat i 5 miesięcy pracy na rzecz Izby i środowiska teleinformatycznego. Szczególne podziękowania należą się członkom Zarządów i Rad oraz pracownikom Biura Izby. Wiele się od Was nauczyłem, wiele dobrego zrobiliśmy dla polskiej teleinformatyki. Popełniałem też błędy - może ostatnio byłem zbyt konserwatywny dla kolejnych pokoleń nowych firm teleinformatycznych, które swoją promocję widzą jedynie poprzez reklamy w internecie, w świecie praktycznie wirtualnym, gdzie na izbę tego typu może już nie być miejsca. Może warto pomyśleć o skonsolidowaniu organizacji zajmujących się tym rynkiem w jedno forum wspólnie działające – gdyż taka decentralizacja nie przynosi skuteczności – a raczej tylko wzmacnia ego zarządów tych organizacji.
Praca, a raczej misja w PIIT, najpierw przez ponad 10 lat społeczna, a potem przez 13 już zawodowa, stanowi prawie połowę mojego życia zawodowego i nie jest incydentem w CV. Mam nadzieję, że jest i będzie po latach przez wielu doceniana.
* * *
Postscriptum
Minęło już ponad 6 lat od mojej aktywności w Izbie. Działania PIIT oraz rynek teleinformatyczny obserwuję z boku, będąc niezależnym i bezpośrednio nie zaangażowanym, ale jednak z pewnymi emocjami. Czasem wyrażam je w zBITkach w CRN.
Dalej mogę potwierdzić, jak również pewnie wielu z was, że obecna ekipa rządząca, o zdecydowanie odmiennych poglądach od poprzednich, patrzącą z dużą podejrzliwością na biznes – szczególnie ten pochodzenia polskiego była i jest zdeterminowana do dokonywania wielu zmian w ustawach i działaniu wobec działalności gospodarczej, nawet wobec firm teleinformatycznych. A okres pandemii, powodujący istotne zawirowania na rynku dostaw sprzętu cyfrowego oraz prowadzenia działalności, przy silnej inflacji, wzmocnił ryzyka i niepewności w prowadzeniu firm. Ale muszę tutaj z podziwem odnotować, że polskie firmy w większości dobrze sobie poradziły z tymi problemami.
A dzieje się sporo – chociaż operatorzy telekomunikacyjni dopiero teraz po kilku latach doczekali aukcji na cztery częstotliwości 5G. Przygotowania i sam przebieg aukcji wzbudzał wiele dyskusji w Izbie. Dalej jest niejasna sytuacja z korzystaniem ze sprzętu telekomunikacyjnego firm chińskich. Rzutuje to na możliwości rozwoju technicznego infrastruktury teleinformatycznej operatorów. Na operatorów nałożono też nowe obowiązki – ochrony nieletnich przed treściami pornograficznymi, a abonentów przed oszukańczymi szalbierstwami telefonicznymi (spoofingiem) oraz esemesowymi (smishingiem), ale zapomniano o szalbierczych witrynach (phishingiem).
Z kolei firmom informatycznym w zasadzie nic jeszcze nie przeszkadza w działalności – nie licząc inflacji i ograniczeń inwestycyjnych z braku środków KPO. Powinny się jednak przygotowywać do wejścia w życie ustawy implementującej już istniejącą dyrektywę NIS2 wzmacniającą wymagania na zapewnienie cyber-bezpieczeństwa w podmiotach ważnych i kluczowych. Dla firm produkcji sprzętu i oprogramowania oznacza to konieczność spełnienia ostrzejszych wymagań na niezawodność i odporność na zagrożenia cyber-ataków w oferowanych produktów. Drugą istotną dyrektywą jest, jeszcze w konsultacjach, dyrektywa AI Act wymuszająca prawo do kontroli zasad działania oraz metod uzyskiwania wyników w systemach korzystających ze sztucznej inteligencji. W praktyce dla spełnienia wymagań obu tych dyrektyw trzeba będzie w firmach zwiększyć umiejętności i odpowiedzialność zespołów projektowo-wdrożeniowych. Tym samym wzrosną koszty zatrudnienia profesjonalnych informatyków. A zaniechania działań w tych przypadkach może drogo kosztować – kary są bardzo wysokie.
A to nie wszystko – są jeszcze dyrektywy i rozporządzenia UE: DORA, GDPR, CER i CRA plus krajowe ustawy. Problemem jest brak wiedzy o tych nowych legislacjach wśród szefów firm, tym bardziej, że podczas opracowywania, dyskusji i konsultacji treści tych aktów nie ma tam przedstawicieli tych firm, chociaż to ich będą one też dotyczyć. I nawet DIGITALEUROPE raczej tylko udziela się w imieniu firm amerykańskich. Dlaczego – bo takie organizacje jak Izby, nie tylko w Polsce, nie mają wystarczających środków na bezpośredni czy też pośredni udział w tych pracach. A Państwo nie widzi powodu (oprócz czysto formalnej) konsultacji środowiskiem. Możemy tylko pozazdrościć korporacjom w US, które niedawno zostały przez White House zaproszone do wspólnego sformułowania „dobrowolnych zobowiązań” do zarządzania ryzykiem stwarzanym przez sztuczną inteligencję.
W każdym razie życzę tej Izbie, i innym też, sukcesów w pożytecznej działalności na rzecz firm teleinformatycznych przez następne 30 lat, a firmom aby aktywnie wspierały swoją Izbę.