Informatyk podatkami strzyżony
Przzed wyborami w mediach pojawiły się informacje, że fiskus zaczął weryfikować przychody kasty informatyków, poszukując tamże nienależnych według fiskusa uszczupleń podatków z tytułu ulg kosztów uzyskania oraz stosowania zaniżonej stawki podatku ryczałtowego. Wyniki wyborów mogą ograniczyć te zapędy fiskusa.
Opublikowano w CRN 2023/12
W początkach lat 90-tych na rynku informatycznym dyskutowany był problem nielicencjonowanego oprogramowania użytkowanego prywatnie oraz przez instytucje. Wchodzące na rynek polski zachodnie korporacje domagały się od władz uregulowania prawnego oraz skutecznego zwalczania tego piractwa – bo tak to było nazywane. Domowi użytkownicy nie bardzo sobie wyobrażali ponoszenie dość znaczących kosztów legalizacji używanych pakietów Office, podobnie jak firmy, które stwierdzały że zakupiły do swoich RIADów legalne oprogramowanie systemowe (typu IBM/360) w Woroneżu.
Walcząc z piractwem trzeba było ustanowić podstawy prawne jednoznacznie zakazujące użytkowania programów bez licencji, czyli po prostu nielegalnie skopiowanych. W tym czasie w Sejmie podjęto prace nad ustawą o prawach autorskich i prawach pokrewnych, bo również utwory pisane, muzyczne i inne były piratowane nie mając ochrony prawnej. Środowisko informatyczne postanowiło się dołączyć do prac nad tą ustawą i dopisać w niej, że program jest również utworem. Trzeba było też opracować przepisy szczególne dotyczące programów komputerowych. Było trochę zabawy jak tłumaczyliśmy posłom, co to jest program, co trzeba w nim chronić, a wreszcie że - „Prawa majątkowe do programu komputerowego stworzonego przez pracownika w wyniku wykonywania obowiązków ze stosunku pracy przysługują pracodawcy, o ile umowa nie stanowi inaczej”. O innych zasadach wynagradzania nie było wtedy mowy.
Po wejściu w życie tej ustawy, rozpoczęła się walka z piractwem oprogramowania – głównie prowadzona przez najbardziej tym zainteresowaną korporację amerykańską. Dystrybutorzy i dilerzy oprogramowania sprzedając nośnik z kopią programu w pudełkach z licencją celofanową doliczali obowiązujący podatek VAT. Ale sprzedawano też jeden nośnik z programem oraz licencją na papierze zezwalającą na zainstalowanie tego programu na „n” komputerach, a wtedy VATu od „n-1” egemplarzy nie doliczano. Z czasem kopię programu można było ściągnąć przez internet, a sprzedawano jedynie licencje (zresztą czytelnikom CRN nie muszę tego objaśniać). Taki model sprzedaży – raz z VATem, raz bez VATu pojawiał się też w ofertach na zamówienia przetargowe, szczególnie gdy cena był kluczowym parametrem wyboru dostawcy.
Tym procederem zainteresował się fiskus i zaczął kontrolować dilerów. Kontrolerzy nie bardzo rozumiejąc czym różni się kopia programu od egzemplarza programu oraz, że może być sprzedawana licencja na program bez dostarczenia jego kopii, zadawali pytania o sposób sprzedaży programów – gdzie każda z odpowiedzi mogła być podważona. Jak bez VATu to źle, ale jak z VATem to też źle – w efekcie nakładano na firmy kary grzywny. Początkowo chcieliśmy to wyjaśnić z administracją skarbową, ale to się nie udało. W związku z tym zgłosiliśmy do Komisji Sejmowej postulat opodatkowania VATem licencji – czemu się bardzo dziwiono, bo kto żąda opodatkowania się? Po trzech próbach to się udało – fiskus przestał nachodzić firmy sprzedaży oprogramowania.
Ale ten przepis spowodował, że ZAiKS nie zorientowawszy się w nowych przepisach, dalej sprzedawał licencje na korzystanie z utworów bez opodatkowywania ich VATem. W rezultacie popadł w poważne długi wobec fiskusa i przez kilka lat starał się z tego wykaraskać. Powiedzmy, że ich nie żałujemy za ciągłe żądania nowych pozycji opłat od nośników.
Od 2018 roku pojawiła się znowelizowana ustawa o podatku dochodowym, gdzie uściślono (a raczej zawężono) zasady stosowania 50% kosztów uzyskania dla twórców, w tym określono górną granicę takiej ulgi – do 120 tys. w 2023 roku. Stwierdzono też, że sama działalność twórcza, a więc myślenie o algorytmie i pisanie treści programu nie wystarcza do stosowania ulgi, bo dopiero powstanie, czyli ukończenie tegoż programu pozwala na zastosowanie tej ulgi. I jeszcze ten program powinien być przyjęty przez pracodawcę z przeniesieniem praw autorskich. Z reguły w projektowaniu i opracowaniu oprogramowania bierze udział zespół, w którym każdy z jego członków ma różne funkcje i zasługi w jego tworzeniu. Rodzi się więc wiele pytań – jak długo i wobec kogo można stosować tę ulgę, bo przecież gotowy program powstaje nagle po wielu tygodniach (oby tylko) wytężonej pracy całego zespołu. Jak w tym uwzględnić i uzasadnić czas programisty na to poświęcony – czasem niewielki bo pojechał na szkolenie, a czasem wielki – bo nawet pizze mu dostarczano na klawiaturę. A jak wycenić pobranie fragmentów treści programów z bibliotek, z rynku open source, albo uzyskanie go z systemu SI (GPT code). A dodatkowo czasem w firmach do tej ulgi dopisują się inni, nie mający nawet pojęcia o programowaniu, co oczywiście należy potępić.
Niestety uzyskanie interpretacji z US nie rozstrzyga wszystkich pytań, bo dopiero kontrola fiskusa weryfikuje, przeważnie negatywnie, zasadność stosowania takiej ulgi. Przy czym kontrolerzy nie bardzo się się znają na niuansach tworzenia oprogramowania. I tak mamy właśnie problem w tych firmach, gdzie fiskus się pojawił.Obecnie przedstawiciele Komisji Obywatelskiej proponują ustabilizować te niejasne zasady i przyjąć, że koszty (ulga 50%) mogą być stosowane do wynagrodzenia powyżej płacy minimalnej.
Dla informatyków, szczególnie tych prowadzących działalność gospodarczą istnieje możliwość stosowania opodatkowania ryczałtowego stawką 5%, 8,5% lub 12%. Podatek 5% przysługuje dla rozwiązań innowacyjnych zawartych w opracowywanym oprogramowaniu – ale kłopot jest w udowodnieniu fiskusowi tych innowacji, które z ich natury mogą być trudne do zrozumienia poza ich autorami.
Podatek 8,5% przysługuje dla wszystkich prac i usług informatycznych, przy czym okazuje się, że wystarczy tylko aby te usługi „dotykały” oprogramowania, to fiskus żąda już podatku 12% - oczywiście dopiero w ustaleniach pokontrolnych z odpowiednimi odsetkami i karami grzywny. Bo też określenia zasad korzystania z niższej stawki są rozmyte.W tym przypadku Komisja Obywatelska proponuje dla wszystkich usług informatycznych stawkę 8,5%, gdyż o "informatyków" należy dbać, aby nas nie opuszczali.
W zasadzie każda kontrola tych ulg i ryczałtów powoduje podważenie zasadności ich zastosowania i wymaga od firm zatrudnienia prawnika oraz pójścia do sądu w celu obrony swoich racji. Jest nawet firma prawnicza, która wyspecjalizowała się w tych „informatycznych” daninach, która pomaga uzyskać interpretacje (trwa to 2-3 miesiące) oraz czasem odzyskać nadpłacone podatki lub wybronić firmę przed fiskusem.
Nie ma czego obecnie zazdrościć prowadzącym firmy informatyczne. Dla fiskusa jest to dobre źródło dodatkowych dochodów dla skarbu państwa. Ale niektóre z firm po takiej „akcji” fiskusa mogą zbankrutować. Po wyborach, ten in spe rząd obiecuje uproszczenie i zmniejszenie obciążeń podatkowych i składek zdrowotnych dla informatyków i firm informatycznych. Ciesząc zainteresowanych, spotyka się to z pewną niechęcią innych, wskazujących na pilniejszą konieczność zwiększenia wynagrodzeń dla nauczycieli oraz innych zawodów. Informatycy i tak za dużo zarabiają i nie zawsze ich praca jest aż tyle warta.
Polski system podatkowy jest obok francuskiego i włoskiego jednym z najbardziej skomplikowanych w UE. Najprostszym jest system podatkowy Estonii i Łotwy. Pisząc o tych niejasnościach w interpretacji przepisów podatkowych nasuwa mi się pewien pomysł – wam pewnie również. Logicznie rzecz biorąc treść ustaw podatkowych jest, a nawet powinna być, zapisem procedur wyznaczania wysokości obowiązkowej daniny na podstawie występowania iluś tam czynników. Co więcej powinno to być jednoznaczne – ale jak wiemy nie jest (nawet dla biegłych w tym prawników oraz urzędników skarbowych). Wprowadzono więc możliwość uzyskania interpretacji po przedstawieniu opisu podatnika, akceptowanej (lub nie) przez dyrektora Izby Skarbowej. Kłopot w tym, że ci dyrektorzy oraz ich pracownicy nie brali udziału w pisaniu tych ustaw i mogą nie wiedzieć co ustawodawca miał na myśli – zresztą interpretacje z kilku Izb mogą się różnić. A pomysł jest stosunkowo prosty.
Należy ustawy podatkowe zapisać wyłącznie w systemie ekspertowym (no dobra – niech będzie on wsparty systemem SI), który po zaaprobowaniu przez Sejm będzie dostępny dla każdego podatnika. Odpytując taki system, udzielając mu odpowiedzi na jego pytania, powinno się uzyskać prawidłową prawnie odpowiedź wyznaczającą wysokość daniny, a ta odpowiedź powinna być wiążąca dla kontroli skarbowej. Takie, ale jednak mocno uproszczone systemy wspomagające, istniejące obok tradycyjnych zapisów ustawowych, są oferowane przez amerykańskie oraz australijskie urzędy podatkowe, ale działające tylko do kwoty ok. 60 tys. dolarów przychodu. Dla wyższych dochodów trzeba zatrudnić uznane (drogie) kancelarie prawne, które postarają się obniżyć podatki i uzyskać akceptację zeznania podatkowego przez urząd.
No cóż, ciekaw jestem czy system SI zawita kiedyś do systemu podatkowego. A daniny istnieją praktycznie od początku ludzkości i będą dalej twórczo rozwijane w ustawach podatkowych.