Restytucja Ministerstwa Cyfryzacji
Analizując meandry zarządzania teleinformatyką, warto zauważyć, że była ona sterowana bardziej potrzebami polityczno-personalnymi niż merytorycznymi.
Opublikowano w CRN 6/2023
Najpierw była komputeryzacja pojedynczych jednostek administracji samodzielnie przez nich organizowana. Jednym udawało się to zrobić lepiej – trafiali na lepszych dostawców, inni mieli kłopoty z wdrożeniem. Sztandarowym projektem był POLTAX oraz system dla ZUSu – oba wdrożenia wzbudzały wiele kontrowersji.
Początki informatyzacji rodziły się w Urzędzie Komitetu Badań Naukowych (KBN). Tamże podjęto decyzję o płatnym wdzwanianym dostępie do internetu, co rozpoczęło rozwój tej usługi. W lipcu 2002 roku powołano nowy dział administracji – informatyzacja, początkowo przynależny do Min. Nauki (powstałym z KBN), które od 2004 zostało przekształcone w Min. Nauki i Informatyzacji. Poważnym zadaniem tego działu było dopasowanie polskiego prawa i działań w sferze informatycznej do wymogów i działań unijnych na rzecz rozwoju społeczeństwa informacyjnego. Niestety już od października 2005 dział ten został przeniesiony do MSWiA, gdzie kolejnych kilku wiceministrów starało się zainteresować zajętego ważniejszymi sprawami ministra działaniami dotyczącymi informatyzacji.
Ministerstwo Łączności, powstałe w 1955 roku zajmowało się sprawami telefonii, telegrafii i poczty. Od 1992 roku rozpoczęło prace nad nową ustawą o łączności, umożliwiającą między przydział częstotliwości nowym operatorom sieci komórkowych. W 1999 roku powołano dział łączność, obejmujący sprawy telekomunikacyjne oraz pocztowe. Przez krótki okres był działem w Min. Łączności, skąd był przenoszony do różnych ministerstw, gdzie był zarządzany przez kolejnych wiceministrów. Powodowało to problemy w relacjach z Komisją Europejską przy regulacji rynku telekomunikacyjnego oraz brakiem korelacji rozwoju internetu z rozwojem informatyzacji.
Wreszcie, zgodnie z postulatami środowiska informatycznego, w 2011 roku dział informatyzacja i dzia łączność wraz z działem administracja zostały przeniesione do nowoutworzonego Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji ulokowanego w typowym biurowcu na ul. Królewskiej. Wydawało się, że będzie możliwe skuteczne oddziaływanie na informatyzowanie administracji, ale ta ceniła sobie stabilizację. Owszem, były rozwijane już istniejące i powstawały nowe systemy informatyczne w resortach, ale raczej na własny użytek bez otwarcia na dostęp dla obywateli. Ministerstwo skupiło się na rozwijaniu społeczeństwa – teraz już cyfrowego.
Pod koniec 2015 roku (rządy objął PiS) dział administracja powrócił do MSWiA, a tym samym zaistniało Min. Cyfryzacji. Równocześnie z działu łączność przeniesiono sprawy telekomunikacyjne do działu informatyzacja, ograniczając go do spraw pocztowych, po czym trafił do Ministerstwa Infrastruktury. Mininisterstwo Cyfryzacji ambitnie podeszło do przyśpieszenia cyfryzacji (nie bardzo potrafię wytłumaczyć, czym cyfryzacja ma się różnić od informatyzacji), poprzez otwieranie systemów na dostęp zdalny dla obywateli. Pod koniec 2020 Ministerstwo Cyfryzacji zostało bez jasnego uzasadnienia zlikwidowane, a dział informatyzacja razem z urzędnikami został przeniesiony do KPRM, nie opuszczając już (ładnie wyremontowanego) budynku przy ul. Królewskiej. Za cyfryzację odpowiedzialnym został premier.
Analizując te meandry zarządzania teleinformatyką, warto zauważyć, że była ona sterowana bardziej potrzebami polityczno-personalnymi niż merytorycznymi. Z prostego obliczenia wynika, że przeciętny czas pełnienia funkcji (wice)ministra wynosił około 19 miesięcy z nieoczekiwanym terminem jej zakończenia. A chyba wszyscy pełniący tę funkcję musieli się najpierw nauczyć być ministrem, czyli dowiedzieć się co im wolno, a czego lepiej nie ruszać, rozpoznać kadry urzędu, a wreszcie zorientować się co trzeba, a co powinno się zrobić. W tak krótkim okresie trudno było zaproponować i zrealizować jakąś długoterminową strategię rozwoju. Jedynie można było cząstkowymi działaniami nieco poprawiać (jeśli nie popsuć) zastany stan teleinformatyzacji.
Okres ponad 30 miesięcy nadzoru przez wiecznie zagonionego premiera nie sprzyjał rządowemu rozwojowi teleinformatyki. Pozytywnym było szybkie i sprawne uruchomienie systemu rozdzielania dodatku 500+ oraz obsługi szczepień anty-covidowych. W niewielkim stopniu wykorzystano okazję przymusowego zdalnego nauczania do znaczącego jego unowocześnienia. I nagle okazało się, również bez szerszego uzasadnienia, że od 6 kwietnia 2023 roku następuje restytucja Min. Cyfryzacji. Nowy minister wystosował do obecnych, a równocześnie nowych pracowników ministerstwa specjalny list informujący ich o misji i celach działania tegoż ministerstwa. Na budynku na ul. Królewskiej powieszono nowy szyld.
A może Ministerstwo Sztucznej Inteligencji?
Deklarowanym podstawowym celem działania odrodzonego Min. Cyfryzacji ma być rozwój i upowszechnienie w smartfonach każdego dorosłego Polaka aplikacji mObywatel mającej być w centrum architektury informacyjnej państwa.
Aby być wiarygodnym wobec Was, postanowiłem zainstalować w swoim smartfonie tę aplikację. W internecie minister chwali się, że już jest ponad 8 mln użytkowników, ale w Appstore podano tylko 1,3 tys. pobrań. Czyżby reszta korzystała z wersji z Androida? Coś tu się nie zgadza.
Tylko, czy aż 43 MB załadowały się dość szybko. Zainicjowanie aplikacji wymagało kilku działań i potwierdzeń esemesowych. Musiałem też wymyślić hasło – 8 znakowe, standardowo skomplikowane, dla wejścia do aplikacji. Chyba trochę za dużo tych znaków, bo za każdym razem wklepywanie tego hasła, gdy chce się pokazać swój e-dowód, zajmuje zbyt dużo czasu – można też mieć hasło biometryczne, ale się na to nie zdecydowałem.
Wreszcie mogłem obejrzeć swój elektroniczny dowód – uwaga – ważny do 25.11.2114. Nie żartuję, przynajmniej już tego plastikowego nie będę musiał wymieniać, bo przecież to prawo nabyte (ale kto ich tam wie). Pierwsza strona ze zdjęciem i powiewającą flagą jest efektowna, ale następne informacje są niepotrzebnie rozsypane po kolejnych ekranach, a ich przewijanie nieco trwa. Dodałem jeszcze kilka modułów:
- eRecepta – bardzo użyteczny, szczególnie dla schorowanych seniorów (tylko po co tam umieszczono loga MZ, NFZ, Funduszy EU, CEZ zajmujących połowę ekranu?).
- mLegitymacja emeryta – nie wiem gdzie jest potrzebna, bo nigdy swojej plastikowej nikomu nie pokazywałem.
- mPojazd - ze zbyt dużą liczbą niepotrzebnych informacji o aucie.
- mPrawo Jazdy – pytaniem jest kiedy byłoby potrzebne, gdy policja już go nie żąda, a za granicą go w takiej postaci nie akceptują?
Moduł punktów karnych sam się dograł. Dobrze, że można go skasować.
Tak wyposażony udałem się do jednego z największych banków po wypłatę większej gotówki w złotych oraz kilkuset euro. Pokazałem dowód w mObywatel, ale Pani stwierdziła że to jest poważny bank i uznaje tylko dowód na plastiku. Rzeczywiście bank był poważny – 8 okienek w marmurach i tylko jedno czynne. Z opisu aplikacji dowiedziałem się, że mObywatel w bankach będzie akceptowany od 1 września 2023. Dalej nie będzie można się nim okazać u notariusza, w sądach, przy podpisywaniu umowy z operatorem i uzyskania karty SIM, a także na przejściu granicznym oraz za granicą. Policja przy wylegitymowaniu sprawdzi moje dane swoimi kanałami.
Jest też procedura weryfikacji z wykorzystaniem przez osobę lub instytucję weryfikującą aplikacji mWeryfikator, ale dla obu stron wydaje się zbyt skomplikowana. Dla sprawdzenia zdjęcia, imienia i nazwiska potrzebny jest odczyt udostępnionego przez nas kodu QR, który odczytany przez smartfon z aplikacją mWeryfikator ma potwierdzić prawdziwość naszych danych. Dla instytucji ta procedura jest jeszcze bardziej skomplikowana – nie podejmuję się jej tutaj objaśnić. Oczywiście dobrze, że nasze dane osobowe są tak zabezpieczane oraz tak dokładnie weryfikowane, ale funkcjonalność tego rozwiązania jest słaba.
Wydaje mi się niedopuszczalnym, aby wydawany przez Państwo dokument nie był powszechnie akceptowany. W 2022 była nawet w Sejmie interpelacja „w sprawie zmian w przepisach prawnych mających na celu umożliwienie posługiwania się aplikacją mObywatel w każdej sytuacji wymagającej potwierdzenia tożsamości”. A biorąc pod uwagę, że tylko część obywateli może zainstalować tę aplikację, a spośród nich tylko część jest w stanie sprawnie się nią posługiwać – skłaniam się do stwierdzenia, że należy ją traktować jako prototyp, który dopiero w przyszłości stanie się powszechnym w użytkowaniu.
Aplikacja mObywatel to (na razie) prototyp.
Dodatkowo warto zauważyć, że obecne smartfony mają dość słabe baterie i przy nawet mniej aktywnym użytkowaniu muszą być codziennie ładowane. A nie zawsze mamy w pobliżu gniazdko z prądem. Są też planowe i nieplanowe wyłączenia, które nie mogą przekroczyć 24 godzin (ja miałem po nawałnicy brak prądu przez 58 godzin). Przeważnie też smartfony trzymane są w ręku lub płytkiej kieszeni. Prawdopodobieństwo ich kradzieży, utopienia w toalecie (tak, tak) czy zagubienia jest dość duże. A brak lub głuchy smartfon to brak możliwości okazania dowodu. I co wtedy? – wyciągamy plastik, jeżeli jeszcze wiemy gdzie go porzuciliśmy.
Niemałym problemem są, obecnie znaczące, cyber-zagrożenia oraz kradzieże tożsamości. Nie będę tu już straszyć operacjami specjalnymi. Ale wydawca aplikacji powinien opracować i opublikować jakie działania możemy podjąć, jak spotka nas jedna czy też wiele z powyższych klęsk. Ta wiedza powinna być już dostępna, bo licho nie śpi. Zbyt wiele funkcji życiowych powierzamy bowiem tym smartfonom.
Przy tej okazji przyjrzałem się jeszcze stronie mObywatel.pl (ups! ta strona jest do kupienia – dobrze byłoby to uczynić, aby ktoś nie zaczął jej używać podszywając się pod tę prawdziwą). Na stronie mobywatel.gov.pl można się zalogować przez profil zaufany lub poprzez zeskanowanie kodu QR przez aplikację w smartfonie. Otwiera się nam ekran z dostępem do naszych danych oraz katalog usług. Ale zaraz – jest też strona ePUAP.gov.pl, a tam też jest katalog tych samych(?) usług. A jeszcze jest strona gov.pl i tam również są usługi dla obywatela. Litości, tym bardziej, że te strony wzajemnie się wywołują tworząc całkowicie niezrozumiałą strukturę niby podobnych, ale różnych wizualnie informacji. Na dokładkę oprawa graficzna tych stron, jak dla mnie pozostawia wiele do życzenia. Zresztą już o tym pisałem w jednym z felietonów o liście do centrum pomocy – dostałem lakoniczną odpowiedź, że oni nie widzą tych niedgodności.
No cóż, życzę ministrowi cyfryzacji pomyślności w realizacji przedstawionych zamierzeń. Może coś się uda usprawnić czy też wdrożyć do jesiennych wyborów. Małymi kroczkami do coraz lepszej cyfryzacji, bo już wzywa sztuczna inteligencja. W Hiszpanii mamy ministerkę Carme Artigas Brugal Secretaría de Estado de Digitalización e Inteligencia Artificial.
PS. Nie korzystałem z żadnego GPT, korzystałem z danych w wikipedii.