Komentarz Farmazony II zbitki WBI

Farmazony Społeczeństwa Informacyjnego (cz.I)

data wpisu: 2017.03.29 | data publikacji: 2006.12.11

Niedawno na jednej z ważnych konferencji, bardzo ważny prelegent mówiąc o informatyzacji administracji w kontekście rozwoju społeczeństwa informacyjnego stwierdził, że ja – prezes izby sektora teleinformatycznego traktuję takie odniesienia jako farmazony. Wniosek ten wywiódł na podstawie mojej niechęci do wypowiadania się o istocie tego nowoczesnego społeczeństwa ze strony jakże przecież ważnego sektora przemysłu dostarczającego technologii do budowy tego społeczeństwa.

Oczywiście w polemice musiałem wyjaśnić, że nie podważam ważności istnienia i rozwoju społeczeństwa informacyjnego, ale też biznes informatyczny powinien być jeden z ostatnich do wypowiadania się jak to społeczeństwo ma funkcjonować i jakie prawa mają w nim obowiązywać. Przemysł teleinformatyczny powinien objaśniać zasady funkcjonowania i funkcjonalność produktów nowych technik informacyjnych, a następnie po sformułowaniu potrzeb ze strony tego społeczeństwa dostarczyć rozwiązania spełniające te potrzeby.

Objaśniając moje stanowisko widziałem, że nie do końca było ono zrozumiałe również przez większość publiczności i to nawet przez przedstawicieli firm informatycznych. Wszak wielu z nich swoje prezentacje marketingowe zaczyna od złożenia słów lojalności i podziwu dla rozwoju społeczeństwa informacyjnego w świetle oczywiście zmodyfikowanej strategii lizbońskiej. I następnie gładko przechodzi do zaprezentowania swoich produktów niezbędnych dla rozwoju społeczeństwa informacyjnego. Pytanie tylko jakiego społeczeństwa? Warto więc może dokładniej przedstawić i wyjaśnić tak mało populistyczny mój punkt widzenia bardziej z pozycji Obywatela niż informatyka.

Kiedy zaczęło powstawać społeczeństwo informacyjne?

Naturalnie sięgnijmy do internetu, do wikipedii, poszukując definicji. Ze zrozumieniem przyjmujemy że tym „terminem określa się społeczeństwo, w którym towarem staje się informacja traktowana jako szczególne dobro niematerialne, równoważne lub cenniejsze nawet od dóbr materialnych." Ale też dalej ze zdumieniem dla wielu czytamy tam, że „termin został wprowadzony w 1963 roku przez Japończyka T. Umesamo w artykule o teorii ewolucji społeczeństwa opartego na technologiach informatycznych, a spopularyzowany przez K. Koyama w 1968 roku w rozprawie pt. "Wprowadzenie do Teorii Informacji" (Introduction to Information Theory)."

Uff, w 1963 roku nie było jeszcze internetu, nie było prywatnych komputerów, a maszynami matematycznymi zajmowali się elektronicy, fizycy, matematycy i astronomowie. Ale w tym i w następnych latach gwałtownie rozwijała się telewizja (w 1969 roku odbyła się światowa transmisja z lądowania człowieka na Księżycu) i inne media. Dostęp do informacji był coraz łatwiejszy, nawet dla nas w demoludach poprzez radio „Wolna Europa". Całkiem też dobrze funkcjonowała informacja szeptana w społecznościach lokalnych poprzez kolejki w sklepach oraz panią Goździkową. Dostęp do informacji był też zagłuszany, bo Władza już wiedziała jakie może mieć znaczenie ta informacja dla procesu centralizacji społeczeństwa w nieposłuszeństwie do tej Władzy.

Władza też wiedziała, że i dla nich informacja ma wartość – gromadziła, więc informacje o obywatelach – najpierw na fiszkach, papierze, potem na bębnach, taśmach i dyskach magnetycznych komputerów. I wreszcie za informacje płaciła TW-kom oraz OZI-cji. Podobnie było w innych krajach i u nas po 89. Każda Władza obecnie gromadzi informacje o swoich obywatelach – ich odciskach palców i fotografii twarzy, miejscu ich pobytu, działaniach finansowych, rozmowach telefonicznych i wielu innych danych. Obecnie informacji tych jest tak wiele, że nawet superkomputery już nie pomagają, gdy w tej masie trudno było „wyłowić" informacje o kilku delikwentach poznających tylko zasady pilotowania samolotu bez potrzeby nauki techniki lądowania.

Informacja była i jest również towarem działalności naukowej, gdzie o jakości pracy naukowca świadczy liczba publikacji w periodykach listy filadejfijskiej oraz liczba cytowań jego prac. Informacja była i jest od dawna wartością każdej firmy – wyniki produkcji, plany biznesowe, dokumentacja finansowa, bilans roczny – są podstawą zarządzania firmą i podstawą oceny wartości firmy na rynku. Czyż trzeba więcej udowadniać, że w myśl definicji społeczeństwo informacyjne już istnieje od dawna, a dzisiaj tylko dostaje nowe narzędzia i może funkcjonować efektywniej i co ważniejsze rozdziela te szanse na większą jego część.

Co prawda, czytając dalej definicję mamy że „społeczeństwem informacyjnym będziemy nazywali zbiorowość w której 50% plus jedna osoba lub więcej, spośród zawodowo-czynnych, zatrudnionych jest przy przetwarzaniu informacji". Nie dyskutując z sensem tej definicji załóżmy, że jeszcze musimy budować to społeczeństwo, bo chyba jeszcze nie ma zbyt wielu pracowników przetwarzania informacji. Jednakże powstaje pytanie kiedy można zaliczyć pracownika administracji zatrudnionego przy obsłudze wydawania dowodów praw jazdy, korzystającego z CEPiKa jako już pracownika społeczeństwa informacyjnego? I podobnie ilu księgowych korzystających z systemów F-K jest już pracownikami tego społeczeństwa? Podobne pytania możemy mieć również w odniesieniu do innych pracowników. I wreszcie zakładając, że osiągniemy wymagany wskaźnik przetwarzających informacje to wtedy problemem jest pozostała część społeczeństwa, która powinna z tych dobroci korzystać.

Przyjmijmy, więc, że jesteśmy jeszcze na jakimś etapie budowy społeczeństwa informacyjnego. Kto odpowiada za rozwój społeczeństwa informacyjnego? No właśnie, kto ma rozwijać to społeczeństwo informacyjne.

Ja widzę wielu specjalistów:

Socjologów, którzy powinni stale analizować wpływ nowoczesnej techniki informacyjnej na funkcjonowanie społeczności w regionach i grupach wiekowych oraz możliwości jej zrozumienia i akceptacji. Do socjologów należy też poszukiwanie sposobów na adaptację tych społeczności, które mogą być wykluczone z tego nowoczesnego społeczeństwa. To socjologowie są w dużej mierze odpowiedzialni za przekształcenie obecnego społeczeństwa w społeczeństwo informacyjne (ale nie w informatyczne, jak to jeszcze niektórzy z nich rozumieją).

Ekonomistów, którzy powinni opracować podstawy wartościowania przekazywanych informacji w ramach transferu wiedzy oraz zasady wynagradzania twórców tych informacji (utworów), łącznie z zasadami opodatkowania (bo działalność wytwarzania i sprzedaży informacji też musi być opodatkowana). Muszą się też uporać z opracowaniem nowych zasad prowadzenia biznesu informacyjnego – rozliczania kosztów produkcji informacji, amortyzacji środków produkcji – jak na przykład od głowy wykorzystywanej do gromadzenia i wytwarzania wiedzy w okresie 40-50 lat. Dla firm przestawienie się na nową produkcję i usługi informacyjne będzie wejściem w świat zupełnie innej ekonomii i tylko część z nich zaledwie czuje jak ma to zrobić.

Prawników, którzy muszą stworzyć praktycznie nowe doktryny prawne określające prawa własności intelektualnej do informacji oraz prawa użytkowników tych informacji, łącznie z zasadami odpowiedzialności prawnej za wytwarzanie i dostarczanie błędnych informacji (dezinformacji) powodujących określone straty. Zanim jednak będą mogli powszechnie się tym zająć, to muszą poznać i zrozumieć istotę samej informacji – jak powstaje, gdzie i jak jest przechowywana w komputerach i ich systemach informacyjnych, jak jest przemieszczana i w jakiej chwili staje się dostępna dla innych, a kiedy w rzeczywistości jest przez tych innych wykorzystana. Ta wiedza będzie potrzebna do oceny zakresu przestępstw w tej sferze jakie już są i będą się w coraz większym stopniu pojawiać. Równocześnie tworząc nowe doktryny, prawnicy będą musieli się uporać z konserwatywnym postrzeganiem przez twórcę praw do jego (często tylko przez niego) ukochanego utworu. I z ostatniej chwili - jak i kogo karać za przekazywanie dezinformacji?

Polityków, którzy po pierwsze muszą zrozumieć czym jest i ma być społeczeństwo informacyjne oraz pogodzić się z myślą, że takie społeczeństwo będzie w znacznie mniejszym stopniu im podporządkowane. Jak bardzo będzie to trudne, możemy obserwować to dzisiaj. Chęć posiadania informacji o (niech będzie – prawie) każdym osobniku społeczeństwa jest tak silną potrzebą, że trudno będzie się jej wyrzec. Stąd też nie jestem tak bardzo przekonany do przyśpieszania rozwoju tego społeczeństwa, bo wiedząc, a raczej czując co mogą zdziałać dzisiejsze i jutrzejsze systemy teleinformatyczne, wolałbym aby i politycy i prawa ochrony jednostki najpierw dorośli do tej nowej sytuacji.

Dziennikarzy, którzy z jednej strony są dotychczas głównym zbieraczem i dystrybutorem informacji, tworząc podwaliny społeczeństwa informacyjnego, ale też są oni również kreatorem opinii i promotorem nowych idei organizacji tegoż społeczeństwa (4.Władzą). Równocześnie media stoją przed koniecznością prawie całkowitej reorganizacji podwalin swojej działalności, gdyż w tym nowym społeczeństwie każdy będzie mógł być „dziennikarzem", a każdy odbiorca będzie mógł sam określać jakiego rodzaju informacje chce otrzymywać bez potrzeby stosowania „zappingu". Dodatkowo zostaną znacząco ograniczone podstawy finansowe funkcjonowania mediów poprzez ograniczenie rynku reklamy – wszak każdy będzie mógł informatycznie usuwać je ze swojego zbioru informacji.

Humanistów (tych wszystkich powyżej, plus innych pragnących mieć swoje zdanie), którzy wspólnie powinni przedyskutować na ile zakres gromadzonych informacji oraz łatwość do nich dostępu może zagrażać prywatności każdego z Obywateli oraz na ile Władze Państwa mają prawo gromadzić informacje o Obywatelach w imię zapewnienia bezpieczeństwa im oraz całemu Państwu. Na ile inni mogą gromadzić informacje o swoich klientach i partnerach, aby móc z nimi współpracować. Innymi słowy ta niekończąca się, w miarę postępów technologii, dyskusja musi prowadzić do wiążących ustaleń tak, aby to nowe społeczeństwo informacyjne nie straciło swojej tożsamości oraz wolności.

Urzędników – pracowników administracji, którzy mają przygotować się i swoje urzędy na funkcjonowanie poprzez komunikację elektroniczną w swoich ramach oraz w kontaktach z petentami, tworząc e-administrację. Dodatkowo w ramach poszczególnych resortów mają oni w dziale:

• Finansów określić nowe zasady opodatkowania w gospodarce wiedzą oraz metody elektronicznego pobierania podatków, (bo w to, że w jakimś przyszłym społeczeństwie nie będzie podatków, to już nie wierzę), a z czasem wprowadzenia do obiegu wyłącznie pieniądza elektronicznego.

• Spraw wewnętrznych przeszkolić służby policyjne i wywiadowcze w wykrywaniu przestępstw popełnianych drogą elektroniczną, a z czasem wdrożyć wykrywanie przestępstw przy wykorzystaniu wyłącznie technik informacyjnych (raport mniejszości nie był taką całkowitą fikcją).

• Sprawiedliwości wdrożyć nowe prawa regulujące życie społeczne i gospodarkę w społeczeństwie informacyjnym, a z czasem doprowadzić do osądzania i resocjalizacji metodami technik informacyjnych (oby tylko wyrok nie wychodził w ułamkach, a kajdanki z GPSem za bardzo nie uwierały).

• Administracji wprowadzić umieszczony w internecie elektroniczny dokument osobisty zastępujący wszystkie inne dokumenty, a pozwalający obywatelowi na załatwienie każdej urzędowej sprawy bez potrzeby składania załączników, a z czasem doprowadzenie do sytuacji, że obywatel nie musi osobiście czegokolwiek załatwiać z urzędem – dostaje zawsze to co mu przysługuje zgodnie z prawem w danym czasie i miejscu.

• Zdrowia wprowadzić wreszcie RUM na terenie całego kraju, a z czasem doprowadzić do wdrożenia systemu, że to lekarz zgłasza się do pacjenta po otrzymaniu informacji o symptomach chorobowych z czujników umieszczonych w ciele pacjenta. (resort powinien też, z powodów zagrożenia zdrowia, wydać zakaz reklamowania zawałowcom Viagry i Cialisu w internecie).

• Gospodarki wprowadzić preferencje podatkowe na zakładanie firm technik informacyjnych oraz wydać nakaz przeniesienia wszystkich zakładów i punktów usługowych powstałych przed 2000 rokiem (z wyłączeniem ciastkarni A.Blikle oraz kremówek wadowickich) do Chin, gdyż w ten sposób szybciej wypełnimy wskaźnik 50% plus jedna osoba. Dla zapobieżenia niepokojom społecznym zapewne trzeba będzie powołać specjalne strefy ekonomiczne z zakładami starego typu dla zatrudnienia osób urodzonych przed 1972 rokiem oraz nie potrafiących nauczyć się samodzielnej instalacji systemu Linux (należy się tu liczyć z karą ze strony Komisji Europejskiej za spowalnianie wdrażania strategii lizbońskiej).

• Płacy i spraw socjalnych wprowadzenia dla bezrobotnych pakietu komputer z bezpłatnym dostępem do internetu z ograniczeniem dostępu do witryn pornograficznych (Państwo nie może promować nierządu) z obowiązkiem korzystania z niego przez 8 godzin dziennie z dwoma przerwami na posiłki. Działania te mają na celu ograniczenie wykluczenia cyfrowego wśród bezrobotnych oraz przygotowanie ich do pracy w nowej gospodarce wiedzy, gdy znaczący wzrost liczby nowych przedsiębiorstw sektora informacyjnego spowoduje popyt na pracowników.

• Kultury i dziedzictwa narodowego wynegocjowania z twórcami zaakceptowanie pobierania opłat za użytkowanie utworów bezpośrednio od ich użytkowników, zamiast pobierania hurtem od samego posiadania urządzenia odtwarzającego czy kopiującego – w tym przypadku będzie to wymagało rozbicia monopolu korporacji artystów i twórców oraz producentów nagrań audiowideo. Zapewne trzeba będzie wprowadzić pojęcie twórcy niezależnego pragnącego zaistnieć bezpośrednio poprzez blogi, vlogi i alogi, rlogi [to rzeźbiarze],

• Sportu …opracować i wdrożyć program powszechnej gimnastyki tak aby obywatele zapatrzenie w komputery, komórki, HD-telewizory i w inne e-gadżety nie zapomnieli się też trochę ruszać fizycznie.

• Rolnictwa po policzeniu wszystkich krów, świń, kur i innych zwierząt domowych, policzyć wszystkie kalorie we wszystkich produktach żywnościowych, tak aby Obywatele mogli się zdrowo odżywiać, a z czasem doprowadzić do wydawania osobistych dopasowanych do wymagań dietetycznych danego obywatela, pastylek żywnościowych, tak aby nie było marnotrawstwa żywności.

• Edukacji narodowej wdrożyć programy powszechnego stosowania systemów informacyjnych we wszystkich nauczanych przedmiotach w celu wyeliminowania konieczności noszenia przez uczniów ciężkich plecaków z książkami do szkoły oraz przygotowania pedagogicznego uczniów do nauczania swoich rodziców i dziadków stosowania systemów techniki informatycznej. Z czasem należy na maturze dopuścić wyłączne korzystanie tylko z wszczepionego podskórnie komputera osobistego.

Uff – na podobnej zasadzie każdy następny resort powinien samodzielnie poszukiwać w jaki sposób może się przyczynić do rozwoju społeczeństwa informacyjnego. Wydaje się, że w miarę rozwoju technik informacyjnych możliwe będzie zmniejszanie potrzeby istnienia każdego z resortów, gdyż obecnie większość ich funkcji polega na skrzętnym gromadzeniu danych oraz opiniowaniu kolejnych aktów prawnych przygotowywanych w innych resortach. Oba te działania mogą być sprawniej realizowane w elektronicznym obiegu dokumentów oraz w systemach informacyjnych.

Taka prognoza jest jednak niebezpieczna, bo informowanie administracji, że w miarę zwiększającego się ich zaangażowania w rozwój społeczeństwa informacyjnego może być coraz mniej potrzebna nie jest dobrą dla nich motywacją. Dlatego też proces ten musi być z natury rzeczy długotrwały.

Strona 1 z 2

NASTĘPNA STRONA