Honor printerki (*)
Uwaga: Lokowanie produktu
Po montażu w Chinach i długiej podróży w kontenerze, przez kilka tygodni stałam sobie na ladzie obok moich sióstr printerek. Koło nas przechodzili jacyś zamaskowani osobnicy. Patrzyli na nas, dotykali brudnymi palcami, naciskali bez sensu martwe przyciski i otwierali wszystkie klapki. Wreszcie przyszedł On i wybrał mnie - atramentową, kolorową ze skanerem drukarkę HP DeskJet 2700. Zapakowano mnie pomiędzy dwa styropiany i do pudła. Poczułam, że gdzieś jedziemy.
Obudziłam się rozpakowana na brązowym blacie w jakimś pokoju – dobra nasza będę robić prywatnie. Praca w biurze to nie na moje delikatne atramentowe drukowanie. On zdjął zabezpieczenia, popatrzył na załączone papiery i zamknął mnie z powrotem do pudła – na jakieś 11 miesięcy. Po co mnie kupił? Ale przynajmniej miałam spokój.
Wreszcie coś zaczęło się dziać. Znów na blacie, podłączenie do prądu, klapki pootwierane, papier załadowany. On rozpoczął moją instalację w sieci WiFi. Już się cieszyłam na kontakt z moim bratem HP Smart, ale dostrzegłam, że w tym laptopie jest zainstalowany Windows 7 Home – już nieobsługiwany przez Microsoft oraz przez HP Smart. Niestety nigdzie tego nie napisano i On bez sensu stracił kilka godzin na próby podłączenia mnie do sieci. Wreszcie przeniósł się do Macbooka i tam udało się mnie zainstalować. Spróbował coś wydrukować – wydrukowałam pustą kartkę, bo mi przez te miesiące bezczynności dysze pojemników tuszy zaschły, a i głowica jakoś słabo się czuła. Z przykrością obserwowałam wkurzenie mojego właściciela. Próbował uaktywnić pojemniki z tuszami ciepłą wodą, ale nic to nie dało. Szkoda, że nie spirytusem, to może bym jakoś odżyła po tej wielomiesięcznej bezczynności. Znowu trafiłam do pudełka i znowu gdzieś pojechaliśmy.
Obudziłam się w serwisie, gdzie mi wymieniono głowicę oraz oba pojemniki z tuszem. Kosztowało to 270 zł, czyli tyle ile ja w sklepie rok temu. Już myślałam, że mój właściciel wywali mnie do utylizacji i kupi moją młodszą siostrę 3700 za te same pieniądze. Ale zdecydował się mnie naprawić i użytkować. Teraz trafiłam do innego miejsca, gdzie spotkałam już prawie 16 lat starszą HP LaserJet 1015. Ona widząc mnie, ze smutkiem stwierdziła, że chyba chcą ją już zutylizować, a ona przecież tak ładnie drukuje – tylko że nie w kolorze. Pocieszałam ją, że nasz właściciel jest chyba fanem informatyki i ekologii i nie będzie chciał pozbywać się jeszcze użytecznego sprzętu.
Rozpoczęła się moja instalacja w lokalnej sieci. Na Dellu właściciel załadował mojego brata HP Smart, który kazał mu się zalogować i zgodzić na zbieranie przez niego danych o mnie, między innymi o stanie poziomu tuszy, rodzaju drukowanych czy skanowanych dokumentów oraz na sprofilowanie właściciela dla potrzeb reklamowych. Przy tym stwierdził, że w żadnym przypadku nie będzie zaglądał co tam drukuję czy skanuję. Po zalogowaniu brat odnalazł mnie przez Bluetootha, odczytał moje dane i poprzez sieć lokalną przyłączył mnie do tego kompa. Udało mi się zeskanować zdjęcie, po czym go wydrukować. I już wyglądało to na sukces, gdy nagle dla brata HP Smart stałam się Offline. Właściciel starał się jakoś wyjść z tej zapaści, ale nic nie zmieniało tego stanu w Online. Ściągnął więc po kolei HP Support Solutions Framework, HP Support Assistant, a potem HP Easy Start. Każda z tych dobrze mi znanych aplikacji widziała mnie, bo grzebała w moich trzewiach, po czym długo się kręciła i niczego mądrego na końcu nie wygenerowała. Dla brata byłam Offline. Wydrukowałam też z własnej inicjatywy kilka stron instrukcji zapisanej w mojej pamięci, ale wynik testu był - Your HP printer is unable to connect to your wireless router – co chyba nie było prawdą, bo bez udziału brata mogłam drukować bezpośrednio zlecane wydruki. A dodatkowo zafrasowany właściciel spróbował jeszcze mnie zainstalować na kompie Lenovo oraz na Macbooku i to się udało bez problemu. Tam nawet dla brata HP Smart byłam Online.
On zadzwonił do pomocy technicznej, gdzie ku jemu miłemu zaskoczeniu odezwał się żywy technik, który zdalnie podłączył się do tego kompa oraz też mi pogrzebał w mojej pamięci. Zdziwił się, że HP Smart mnie nie widzi. W dyskusji z moim właścicielem stwierdzili, że to chyba jest efekt zainstalowania Windows 11. Mój brat HP Smart jeszcze nie został zaktualizowany do tego nowego systemu. Ja się nawet temu nie dziwię. Brat już jest bardzo puszysty na jakieś 120 MB, bo musi obsłużyć kolejne modele drukarek, a w każdej z nich jest inna konsola sterowania oraz są inne funkcjonalności. Dla każdej potrzeba nieco innego sterownika. Ja prosta drukarka mam tyle funkcjonalności, że ich opisanie zajęło 130 stron w podręczniku dostępnym w 18 językach. I wątpię, aby którykolwiek z użytkowników chciał go przestudiować dla wydrukowania czy zeskanowania kilku stron. Wydaje mi się, że moglibyśmy być bardziej zestandaryzowani z jedną wersją sterownika oraz podobnymi funkcjonalnościami. A wtedy ten HP Smart mógłby być też znacznie chudszy. Ale co ja, z pozoru, prosta drukarka mogę jak (wg opowiadanej przy kawie historii) dwadzieścia lat temu CEO HP Carly Fiorina prosiła zespół projektantów drukarek o taką standaryzację, a przynajmniej o to, aby przełącznik On/Off we wszystkich drukarkach był mniej więcej w tym samym miejscu. I tego nie udało się uzyskać.
Póki co zajęłam miejsce starszej drukarki, a ta zniknęła z pokoju. Czekam na zlecenia drukowania czy też skanowania. Mogłabym jeszcze sporo opowiedzieć, bo teraz to my z naszą sztuczną inteligencją będziemy coraz śmielej wyznaczać zasady pracy z nami. Ale może niech lepiej nasi użytkownicy pozostaną jak najdłużej w świadomości, że to oni wyłącznie decydują o naszym działaniu.
Off.
Warto przeczytać o tej historii również z perspektywy właściela tej printerki.Autor, który spisał tę historię dziękuje Żonie za pomysł takiej narracji.
(*) Kiedyś, już dawno temu, podczas prezentacji po angielsku, obecna tamże tłumaczka na polski używała pojęcia printerka, bo chyba jeszcze nie znała pojęcia drukarka.