Język nowatorów – hermetyczny czy zrozumiały?
W dyskusji o języku postanowiłem sięgnąć do opracowania Prof. Wojciecha Cellarego, który już kilka lat temu przekonywał do stosowania polskiej mowy, nawet w odniesieniu do wykorzystwanych w Polsce terminów angielskich - jak choćby dyskustowany już mejl.
Poniższy tekst został opublikowany w Gazecie Wyborczej w 2011 roku, przy zachowaniu praw autorskich przez Prof, który teraz zezwala mi na umieszczenie tego tekstu na tej witrynie.(WBI)
Poznań, 2011-06-18
Prof. dr hab. inż. Wojciech Cellary
Katedra Technologii Informacyjnych
Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu
http://www.kti.ue.poznan.pl
W współczesnym świecie, również w Polsce, słowem‐kluczem odmienianym przez wszystkie przypadki jest „innowacyjność”, czyli wprowadzanie nowości do praktyki i ich szerokie upowszechnianie w celu pobudzenia wzrostu gospodarczego i tworzenia nowych miejsc pracy oraz podniesienia jakości życia.
Każdy nowator staje przed problemem języka, w którym wyrazi istotę nowości. Bardzo często nowość wymaga wprowadzenia nowych pojęć, a do ich wyrażenia – nowych terminów. I tu pojawiają się dwa podejścia. Zgodnie z pierwszym, nowość należy wyrażać jak najbardziej zrozumiałym językiem, adaptując słowa powszechnie używane. Zgodnie z drugim podejściem, do wyrażenia nowości należy tworzyć nowe terminy. To pierwsze podejście jest prawie zawsze stosowane w kraju nowatorskim, w którym dokonuje się odkryć (p. USA). To drugie podejście jest szeroko stosowane w krajach naśladowczych, w których często nowe terminy są po prostu kalką z obcego języka. Skutkiem pierwszego podejścia jest szybkie i łatwe upowszechnienie nowości na skalę społeczną, z pozytywnymi w konsekwencji skutkami gospodarczymi. Skutkiem drugiego podejścia jest wytworzenie hermetycznych pseudo‐elit opartych na próżności, komunikujących się sobie tylko zrozumiałym językiem, które blokują wdrożenia nowości na skalę społeczną.
Rozważmy następujący przykład. Słowo „książka” jest zrozumiałe dla każdego znającego język polski. Co znaczy słowo „e‐książka” łatwo się domyślić, jeśli wie się, że przedrostek „e‐” systematycznie znaczy „elektroniczny” – e‐biznes, e‐administracja, e‐zdrowie, e‐bankowość, e‐płatność, e‐handel itd. Natomiast co znaczy „ibuk” wie tylko jakaś wąska egoistyczna grupa oparta na wzajemnej adoracji swojej źle rozumianej wyjątkowości. To samo jest z „learningiem”, tak jakby nie funkcjonowały już w języku polskim słowa: kształcenie, nauczanie, edukacja, dydaktyka, do których bez problemu można dodać przedrostek „e‐”. W Polsce tylko 9 milionów ludzi zna angielski, co oznacza, że 29 milionów go nie zna, więc „learning” z niczym się im nie kojarzy. Powinniśmy mówić „e‐kształcenie”, albo „e‐edukacja”. W przeciwnym razie będziemy za chwilę mówić jak niektórzy Polonusi na Greenpoint’cie: „Drajwuję karę po stricie”. To brzmi obco i śmiesznie, ale ile osób w Polsce mówi językiem typu: „Lołduję kontent z elerningu w klaudzie” ?
Neologizmy są oczywiście potrzebne, tyle tylko, że neologizmy mają język wzbogacać, a nie utrudniać! Do neologizmów należy stosować te same, jednolite zasady językowe. Albo mówimy tak, jak jest napisane po zapożyczeniu z obcego języka: na przykład „WWW” wymawiamy „wu‐wu‐wu”, a nie „dablju‐dablju‐dablju”, albo piszemy tak, aby zachować obcą wymowę: czat, interfejs. Piszmy zatem po polsku „mejl”, skoro to słowo weszło do języka polskiego z taką wymową.
Jeszcze ważniejsze jest zachowanie jednolitych zasad gramatycznych. Wszyscy powiedzą po polsku: co kupiłem? – namiot; co czytałem? – artykuł; co odebrałem? – telefon. Nikt nie powie przecież: czego kupiłem? – namiota; czego czytałem? – artykuła; czego odebrałem? – telefona. Zatem dlaczego wiele osób mówi: czego wysłałem? – mejla; czego odebrałem? – SMSa; czego napisałem? – bloga. Poprawnie przecież jest: co wysłałem? – mejl; co odebrałem? – SMS; co napisałem? – blog. Nie dość, że to są obce słowa, to jeszcze mają się do nich stosować błędne zasady gramatyki – horror!
Zrozumiałość języka używanego przez nowatorów jest bardzo ważna. Generalna zasada jest taka: jeśli ktoś ma do przekazania coś ważnego, to mówi jak najprostszym językiem, aby jak najwięcej ludzi go zrozumiało, natomiast jeśli ktoś nie ma nic ważnego do przekazania, to mówi tak skomplikowanym językiem, aby jak najgłębiej ukryć pustotę. W Polsce jest ogromna liczba 13 milionów ludzi wykluczonych cyfrowo. Połowa z nich – z powodów technicznych i ekonomicznych, a druga połowa – tylko z powodów mentalnościowych. W trosce o tych ludzi nie dokładajmy do ich strachu przed nowoczesnością jeszcze niepotrzebnych barier językowych w imię naszej próżności.